Sojanki i styropian na śniadanie?

Jedliście kiedyś sojanki i styropian?
To pierwsze pewnie część z Was. 
To drugie większość.
A co to takiego?
Gdzie to można zjeść i jak smakuje?
Powiem za chwilę.





Siedzę na plaży
i marzę
o twoich palcach
mojego ciała spragnionych,
o opalonych plecach,
ramionach stęsknionych,
miękkim brzuchu,
twardych udach,
penisie szalonym.
Gdy zamykam oczy,
czuję
jak palcami
po moim ciele w dół schodzisz.
Wargami dotykasz 
wszystko po kolei.
Żadna cząstka ciała
nie zostaje sama.
Siadam na twoich udach
całkiem naga.
Wznoszę się
i opadam
jak fala.
Razem tworzymy ocean
rozkoszy.
Obejmuje nas morze,
niebo, ziemia.
Kochamy się
wciąż od początku
i bez końca.
A jednak coś mnie uderza.
Piłka plażowa.
Otwieram oczy.
Gdzie jesteś?
Tu cię nie ma.

  






























Zatrzymałam się razu pewnego
w chatce czarodziejki.
W ogrodzie pachniały
maciejki,
róże małe i duże.
Na śniadanie
były sojanki.
Pokrojone równo
w plasterki.
Szumiały cicho drzewa.
Obok ścieżka prowadziła
do morza.
Herbata na stoliku
malinowa.
Pomidor,
sałata,
kolorowe pasty
z soczewicy.
Chleb razowy,
a jak ktoś narzekał
dostał styropian.
Wiecie już co to?
Nie?
Sojanki
parówki sojowe.
Styropian
wafle ryżowe.
Proste
i smakowite.




Jest takie miasto nad morzem
całe w zieleni i kwiatach.
Idę drogą.
W wyobraźni mojej
idziesz obok.
Patrzymy 
i ściskamy swoje dłonie.
Każdą chwilę
smakujemy
językiem.
Ty swoim na mojej skórze.
Ja moim na twojej.
Słyszymy swoje oddechy
jak bardzo się spieszą
by gdzieś się schować,
przed ludźmi uciec
w krainę własnych
marzeń.
Czas nam nie sprzyja.
Wydłuża się z każdym krokiem.
Skraca, gdy już
się chowamy
przed cudzym wzrokiem.
Całujesz mnie,
a ja ciebie.
Nasze ciała
do siebie się kleją.
Pędzą w nieskończoność.
Topią się w cieniu
i drżą w pragnieniu
bycia z sobą.
Ktoś mnie potrąca.
Wracam z wyobraźni
do rzeczywistości,
do drogi, którą idę sama,
w mieście morza.







Tutaj czas chowa się
w łąkach,
w drzewach,
na plaży
na horyzoncie
między morzem
i niebem.
Próbuję go złapać,
lecz on jest
szybki jak komar
lub mucha
i przez palce jak woda 
przecieka.
Nieubłaganie
biegnie ścieżką
dalej i dalej.
Jeszcze niedawno był.
Już go nie ma.
Opuszczam plażę.
Zostawiam las.
Wracam
do hałasu,
asfaltu, betonu,
marketów, tłoku.
Tylko ty spokojnie 
na peronie czekasz,
żeby wziąć mnie
w ramiona.



P. S. Jednak nie wszystko da się opisać.
         Zdjęcia są moje i jak tekst 
         objęte są prawami autorskimi.
         Jedynie zdjęcie Pani Czarodziejki
         jest ze strony http://anandaresort.pl/
         Naprawdę warto tam pojechać.
         A Pani Czarodziejce dziękuję
         za super odpoczynek. 














Komentarze

Popularne posty