Lęki Eugenii.

Prawie każdy ma jakiś swój strach, lęk, obawę.
Jeśli nie ma, to kiedyś miał.
Tak też jest z moją bohaterką Eugenią
ciekawską, wygadaną, a jednak bojaźliwą.
Czego boi się Eugenia?
Jaki ma sposób na swój lęk?
Ciekawi?
To zaczynamy. Start. 



Eugenia przede wszystkim bała się śmierci.
Chodzenie do kościoła jakoś jej w tym
nie pomagało. Nie dawało pociechy.
Niby wierzyła w Boga i w to, 
co na jego temat mówił ksiądz,
ale chyba nie do końca, 
czego nawet sama sobie nie uświadamiała.

Do tej pory nikt ze zmarłych nie pojawił
się i nic jej o swoim obecnym życiu
nie powiedział. Może i lepiej,
bo duchów Eugenia też się bała.

Co by powiedziała, jakby w jej domu
pojawiła się nagle jej dawno zmarła
matka lub ojciec? Czy udało by się
jej coś powiedzieć? Czy może
z krzykiem wybiegłaby na klatkę
schodową? Niestety to drugie było
bardziej prawdopodobne.

Wiedziała, że w ten sposób nigdy
nie rozwiąże problemu śmierci
i strachu przed nią.

Innym męczącym ją lękiem
była obawa przed złymi skutkami leków.
Wiązała się całkowicie ze strachem
przed śmiercią, bo gdyby Eugenia
nie bała się śmierci, czy bałaby się
złych skutków czegokolwiek.
Na pewno nie.

Najgorsze, że razem z tym wszystkim
połączony był lęk przed chorobami.
Prawdziwa hipochondria albo coś
w tym rodzaju.

Ktoś mówił Eugenii o swojej chorobie
i na drugi dzień ona też była chora
na to samo lub prawie to samo.
Biegła do lekarza. Brała recepty,
a potem wszystkie kładła do szuflady,
stwierdzając, że już jest jej lepiej,
a po lekach nie wiadomo co będzie.

Ze swoich problemów często się żaliła
Stanisławie. Ta zwykle jej słuchała
cierpliwie i przytakiwała, czasem
tylko dziwiąc się czemuś.
Jak to Stanisława.

- Miałam ostatnio dziwny sen-wyznała
pewnego dnia Eugenia, gdy razem
ze Stanisławą siedziały 
na ławce przed blokiem.

- Jaki?- zapytała Stanisława.
- Śniło mi się, że się obudziłam.
Patrzę, a tu światło się w łazience pali.
Myślę sobie, zapomniałam zgasić
i idę zgasić. I coś mnie skusiło,
żeby zajrzeć do środka.

Patrzę, a tam jakiś zielony facet siedzi.
- Zielony? - zdziwiła się Stanisława.
- Miał skórę zieloną i włosy 
i jeszcze garnitur zielony.
- Kosmita jakiś albo sąsiad 
przebrany za kosmitę.

- I ja się go pytam. Kim pan jest i co pan
tu robi, a on nic tylko się uśmiecha,
a w głowie mi się pojawia statek
kosmiczny i pole, na którym stoi.
Wokół kręcą się inni zieloni.
Naprawiają ten statek. Nie wiem 
skąd to wiem, ale wiem.
- Coś takiego.

Na Stanisławie opowieść zrobiła duże
wrażenie. Może dlatego, że nigdy jeszcze
od Eugenii nie słyszała o kosmitach.

- Nie chcę dłużej patrzeć na zielonego,
więc kładę się spać. 
Zasypiam i rano się budzę.
- Rzeczywiście dziwny sen.
Stanisława chciałaby usłyszeć więcej,
ale opowieść się kończy.

Miałby ochotę westchnąć i powiedzieć
szkoda, bo przecież tak rzadko 
słyszy się o czymś ciekawym,
niespotykanym, nawet jeśli to tylko sen.

Jednak Eugenia już skończyła.
Boi się przyznać, że boi się teraz
nocy i następnego dziwnego snu.
Gorzej, boi się, że to mogło być 
nie snem ale jawą.
Jak będzie żyła, jeśli ten kosmita
znów się w jej łazience pojawi.

Chciałaby wziąć tabletkę na sen,
całą noc przespać bez snu żadnego.
Z drugiej strony boi się skutków
ubocznych tabletki.

Chyba się dziś nie położy.
Będzie czuwać, żeby nikt do łazienki
się nie wkradł, a tu niestety noc przychodzi,
sen morzy. Nie wiadomo 
kiedy i Eugenia śpi.

I znów to samo.
W łazience pali się światło,
a na sedesie siedzi obcy z innej planety.
- Czego ty ode mnie chcesz?
Pyta go Eugenia. Bardziej zła 
na niego niż wystraszona.

Obcy tak jak wcześniej mówi w jej głowie
obrazami i w dodatku jeszcze słowami.
- Nie bój się. Ja tylko sobie tu siedzę.
Jak statek naprawią wrócę z nimi do siebie.
- Ale dlaczego u mnie musisz siedzieć akurat?
Pyta go Eugenia.

- Do ciebie mam najbliżej i dlatego?
A siedzę, bo lubię siedzieć 
i mnie to uspokaja.
- A może ci herbatę zrobię?
Eugenia sama się sobie dziwi, że proponuje
coś takiego kosmicie. Może dlatego,
że już nie czuje strachu. Myśli sobie
to sen i zaraz się skończy.

- Nie, dziękuję. Nie chcę 
pić ziemskiej herbaty. 
- Dlaczego? Niesmaczna?
- Zrobiona z liści żywej istoty.
- Jakiej żywej? Liście 
nie są żywą istotą.

- Tylko wam ludziom tak się wydaje.
- To co wy pijecie?
- Napar ze sztucznych organizmów.
- Hodujecie sztuczne istoty?
- I nie tylko. Sztuczne istoty
podobne do nas pracują dla nas.
- Takie, znaczy się roboty.
- Tak, wy je tak nazywacie.
- A co wy robicie?

- Planujemy, projektujemy,
tworzymy nowe światy, obserwujemy
je potem i bronimy przed samozagładą.
- To nasz świat pewnie przez was stworzony.
- Nie, ale jest po drodze.

Eugenia chyba nigdy wcześniej się tak
nie dziwiła i nie miała tylu pytań.
Niestety kosmita nagle skrzywił się
i zamilkł jakby coś go poraziło.

Zaczął się najpierw trząść jak galareta
a potem rozwiał się w zielonym wietrze.
Po chwili już go nie było.
Tylko zielony wiatr zaczął wiać na Eugenię.
Przestraszyła się i schowała pod kołdrą.

Pewna była, że teraz już nie zaśnie.
Jednak sen przyszedł wyjątkowo szybko.
Gdy się obudziła rano pamiętała kosmitę,
lecz za nic nie mogła sobie przypomnieć,
co on do niej mówił. Coś mówił, ale co?

Następnej nocy już się tak bardzo nie bała.
Ciekawość była silniejsza od strachu.
Koniecznie musi się dowiedzieć, co kosmita
do nie mówił poprzedniej nocy.
Jakie było jej rozczarowanie, 
gdy kosmita się nie pojawił.

Owszem spała tak jak zwykle.
Obudziła się. Zobaczyła światło
w łazience, a na sedesie zamiast
kosmity leżała kłódka z małym kluczem.
Wzięła ją do ręki i tak jak wcześniej
z kosmitą w jej głowie pojawiły się
słowa i obrazy.

Kosmita siedział w statku kosmicznym,
który leciał dalej, do innej planety.
Mówił jej, że jego koledzy ze statku
bardzo się rozzłościli na niego,
ponieważ opowiedział jej o nich.
Zabrali go na statek, a jej umysł
wyczyścili z opowieści 
wiatrem zapomnienia.

- Nie martw się jednak.
Zostawiłem ci kłódkę na lęki
i wszystko, co złe.
Jak przekręcisz kluczyk w prawo,
lęki, złość, zmartwienia miną.
Poczujesz spokój i radość.
A teraz żegnaj. 
Miło się u ciebie siedziało.

Słowa i obrazy zniknęły.
Eugenia jeszcze przez chwilę
stała z kłódką w ręku.
Nie wierzyła swoim oczom
i uszom. To był sen - pomyślała
i mimowolnie przekręciła
kluczyk w prawo.

Od razu poczuła spokój
i niezwykłą senność.
Ledwo do łóżka dotarła,
zaraz usnęła.

Rano pamiętała, że dostała
we śnie kłódkę od kosmity.
O dziwo kłódka leżała obok
niej na poduszce.

Skąd się tu wzięła?
Chyba lunatykuje - pomyślała Eugenia.
Wszystko było możliwe.
Jednak sprawa kłódki nadal była
niewyjaśniona. Eugenia nie pamiętała
żadnych zbędnych kłódek w swoim domu.

Po chwili doszła do wniosku,
że nie warto się tym przejmować.
Może to z powodu dziwnego spokoju
i radości jaką poczuła zaraz po wyjściu
z łóżka. Nie zastanawiając się, 
schowała kłódkę do szuflady biurka.

Na razie o niej zapomniała.
Może kiedyś sobie o niej przypomni
i przekręci kluczyk w lewo.
Wtedy wrócą jej stare lęki.

Tymczasem Stanisława zaczepiła
Eugenię w drodze po zakupy.
- Jak twój sen, co było dalej?
- Nie mam czasu, później.

Po raz pierwszy Eugenia nie chciała
nic mówić. W dodatku przeszkadzała
jej ciekawość Stanisławy.

Jakby całkiem zapomniała, że ona
sama też jest wścibska, a może
już nie jest. Może i to się
w jej życiu zmieniło.
Okaże się, ale już w innej historii.



  















 








 

 


Komentarze

  1. Ta historia dziś brzmi lepiej niż w 2016. Wtedy mi brakowało czakramów. Że lęki Eugenii mają źródło w pierwszym roku życia. W momencie kiedy człowiek się rodzi. Wychodzi ze środowiska ciepłego do zimnego. Pierwotny ból - narodziny porównywałem do śmierci... To z kosmitą wydaje mi się nowe i jest dobre. Można pominąć watek psychoanalityczny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty