Tramwaj zwany cieniem.

Zaglądam do nich przez uchylone drzwi wyobraźni. Co robią? Jak spędziły wakacje? Czy w ogóle miały czas wolny? A może czas im płynął jak wiatr, szybki i niewidzialny? Coś się zmieniło, wydarzyło albo zdarzy?

Autor: Zdzisław Beksiński


Prolog.

Cień jak to cień zbliżał się bezszelestnie, aż znalazł się za ostatnim żółtym tramwajem na krańcówce. Wokół panowała ciemność przerwana jedynie blaskiem zapalającej się raz na jakiś czas latarni. Niebo zasnuwały jesienne chmury. Padał deszcz. Ludzie ukryci za oknami samochodów lub bloków narzekali na pogodę, a Cień się cieszył, bo w mroku lepiej mu się oddychało i prawie zapominał, że jest tylko cieniem. Ale może już niedługo stanie się czymś, nie wróć, kimś innym. Tylko wypełni zadaną mu misję. 

Cień zatarł radośnie ręce i wskoczył do tramwaju. Wcześniej zaczarował drzwi, żeby pozwoliły mu wejść do środka. Zaraz potem usadowił się na najważniejszym miejscu w kabinie motorniczego. Z kieszeni wyjął sieć do łapania emocji. Jak tylko dzień się zacznie i tramwaj zapełni się pasażerami, Cień zacznie jeść wyłowione z ludzi uczucia. Jak już się pożywi, zajmie się swoją misją. Na razie musi odpocząć w chłodzie nocy jesiennej.

Eugenia i Stanisława.

- To co pojedziesz ze mną? - rzuca jakby od niechcenia Eugenia. - Pojedziesz ze mną na pokaz?
- Jaki pokaz? Czy ty już nie byłaś na jakimś pokazie? - Stanisława jak zwykle nic nie rozumie. Zwłaszcza wtedy, gdy z torbą pełną zakupów spieszy się do domu, a zza zakrętu nagle wyłania się Eugenia idąca w przeciwną stroną z małą torebką na ramieniu i w świąteczno-niedzielnym granatowym płaszczu. Gdzie ona się wybiera, myśli Stanisława, i zaraz potem dostaje odpowiedź, wcale nie taką jakby chciała.

- Przecież dałam ci zaproszenie, zapomniałaś, a ja dzwonię do ciebie i dzwonię.
- Nic nie słyszałam. 
- Lepiej się decyduj szybko, bo już jesteśmy spóźnione.

Eugenia robi jedną ze swoich groźnych lodowatych min. Stanisławie aż ciarki przechodzą po kręgosłupie nie tyle z powodu miny, ile z obawy, że jeśli nie pójdzie z Eugenią, straci na jakiś czas dobre źródło informacji.

- Dobrze, tylko tę torbę zaniosę. Poczekasz?
- Jasne - wzdycha Eugenia. - Tylko się pospiesz.

Aleksandra.

Od rana nic nie szło tak jak iść powinno, jakby czas, rzeczy, ludzie stanęli w poprzek drogi, tarasując przejście. Aleksandra chętnie by kogoś kopnęła, ale w pobliżu nikogo nie było. Matka już wyszła do pracy, sąsiadki gdzieś się schowały, a koleżanki i koledzy z klasy wsiedli do tramwaju i pojechali z wychowawcą do kina. Aleksandra też by pojechała, gdyby się nie spóźniła. Najgorsze, że do celu zabrakło jej paru minut prawie jak na teście z angielskiego, gdy zamiast piątki dostała czwórkę. Niby nic, jednak niesmak pozostał na języku, serce się na chwilę zatrzymało. Aleksandra pomyślała, koniec, zaraz upadnie, nigdy się nie podniesie, zakopią ją w ziemi, zaśpiewają pieśni żałobne, jej ciało zjedzą robaki. To ostatnie wydawało się najbardziej paskudne. 

Aleksandra wróciła do domu i załamana położyła się na łóżku.

Eugenia i Stanisława.

Z pokazu wracały zmęczone i radosne. Eugenia z masażerem głowy i oczu, a Stanisława z sokowirówką i sztućcami. Przyszłość jawiła im się w pięknych kolorach mimo perspektywy comiesięcznych rat, które spłacą po pięciu latach, jeśli nic się nie zmieni. W innym gorszym przypadku, spłacą najbliżsi krewni. Na razie jednak słońce świeci, Eugenia i Stanisława siedzą w pięknym, nowym tramwaju, zachwycają się swoimi zdobyczami.

- Zaraz zabiorę się za robienie soku z marchwi i jabłek - marzy głośno Stanisława.
- Ja założę masażer na głowę - uśmiecha się Eugenia. - A widziałaś tę patelnię, co ruda kupiła? Następnym razem też sobie ją kupię.

Stanisława nie zdążyła odpowiedzieć, bo tramwaj nagle zakręcił i zderzył się z autobusem.

Cień.

Podskakiwał, kręcił się w kółko, klaskał, krzyczał z radości. Udało mu się od razu, na samym początku poprowadzić tramwaj pod autobus. Wśród pasażerów z pewnością znalazł się cel, ta, którą kazano mu zlikwidować. Razem z innymi jechała z kina do domu. Cień dobrze słyszał i widział wsiadających na przystanku młodych ludzi z nauczycielem. Nieważne, że nie sprawdził. Nikt mu zresztą nie kazał sprawdzać, tylko kierować tramwajem w określonym czasie i spowodować wypadek. Cień wykonał zadanie i teraz zwyczajnie się cieszył. Tylu rannych, tylu zabitych zarówno w tramwaju jak i w autobusie. Sieć wypełniła się emocjami bólu, złości, tragedii, stresu. Cień karmił się nimi na bieżąco, aż poczuł sytość, zadowolenie, energię. 

Aleksandra

Zapadła w ciężki jak kamień sen. Słyszała krzyk padających na ziemię ludzi. Widziała okrągłe jak piłki dusze uciekające przez dach, okna, drzwi tramwaju, który zwiał jej sprzed nosa. Czuła żar palącego się pojazdu. Jakaś czarna maź próbowała się do niej przyczepić, odciąć jej głowę mokrą siecią zaplecioną z upiornych, ostrych włosów czarownic. Aleksandra bezskutecznie próbowała się wyrwać. Sen zabierał ją w głębsze i bardziej gęste rejony. Siłą wepchnął z powrotem do studni, do której kiedyś weszła. Uciekła wtedy. Ale jak? Aleksandra wysila pamięć, napina mięśnie, gotowa do walki, choć nie wie z kim, bo przeciwnika nie widać, jedynie wielkie drzwi zamknięte na kłódkę. Musi je otworzyć, przejść przez próg, jeśli chce wrócić, ale gdzie wrócić. Miejsce powrotu zginęło w zasłonie z deszczu.  

Cień.

- Dobrze ci tu w tym tramwaju? 
Nieznajomy w turkusowych okularach zagrodził mu drogę.
- A bo co?
- Bo możesz sobie nim jeździć ile chcesz i jak chcesz.
- Jak to? 
- Zwyczajnie. Mistrz Gry daje ci go w nagrodę za zadanie.
- Ale przecież...

Nieznajomy nie słuchał, bo już go nie było. Nie wiadomo jak i kiedy opuścił tramwaj. Cień też chciał opuścić, lecz nie mógł jakby coś przykleiło mu nogi do podłoża. Spróbował pójść w innym kierunku, ale również mu się nie udało. Nogi się nie przesuwały, ręce i reszta podobnie jakby wszystko zostało połączone z tramwajem. Nogi z podłożem, ręce z oknami lub uchwytami, pozostałe części z siedzeniami, kabiną motorniczego, dachem, pogiętą na skutek wypadku blachą, innym mniejszym lub większym ustrojstwem. 

Cień nie chciał być cieniem, więc został tramwajem.



P. S. A co z resztą? Z Aleksandrą, Eugenią, Stanisławą? Jak się dowiem, to Wam powiem. Póki co nie wiem.
Wcześniej Aleksandrę znajdziecie tutaj: jedendwa.

  

   


 


 

Komentarze

  1. Świetnie, czekam na kontynuację bo jednak ucieszyłam się, że Cień nie mógł wyjść z tramwaju. Idealne opowiadanie na jesienny wieczór.
    Kurcze, sokowirówka to i mi by się przydała ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze mu tak. Tyle, że jeszcze nie wiem co z Aleksandrą, Eugenią i Stanisławą.

      Usuń
  2. Przypomniała mi się taka historia, mój dziadek opowiadał, że jak kiedyś szedł przez las, to szedł za nim jakiś cień krok w krok i nie chciał go opuścić, bardzo się wtedy bałam i teraz mi się ten cień przypomniał. Przeszedł mi dreszcz po plecach. :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie ubrałaś to w słowa:) Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie igramy z losem. Nawet śmierć nie powinna.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty