W Cichym Dołku.

To tutaj wysiadł z pociągu Edward, a Lubisłowa została w przedziale, uciekając przede mną nad morze. Trochę później zmieniła zdanie. Chciała wrócić i pewnie by wróciła, gdyby do przedziału nie wszedł konduktor i nie kazał jej pokazać biletu, którego nie miała. Co później się wydarzyło? Jak i dlaczego?

Autor:Fotoklimat.
Anna.

Obudził mnie dźwięk przesuwającego się po papierze długopisu, może pióra. Jakby myszy skrobały w kącie, próbując znaleźć kawałek sera. Gdy otworzyłam oczy, nastała cisza. Nic i nikt się nie poruszał, jedynie wiatr za oknem. Na palcach podeszłam do biurka. Pewność, że coś się zmieniło, sprawiła, że stałam się czujna. Budzik pokazywał szóstą rano. Mogłabym jeszcze spać, bo sobota, dzień wolny od pracy. Mogłabym, gdyby nie dziwny odgłos, który gdzieś tu się krył niczym pająk czekający na muchy.

Na biurku jak zwykle panował bałagan. Pogniecione kartki kłębiły się wokół laptopa i kubka z resztką zielonej herbaty. Między tym wszystkim stał notes-książka, pamiętnik Lubisłowy. Nie leżał, ale stał jakby chciał być lepiej widoczny niczym odważny żołnierz na polu walki.

Chwyciłam zeszyt i zaczęłam czytać.

Lubisłowa.

Tego się nie spodziewałam. Wszystkiego, ale nie tego. Konduktor nie tyle wysadził mnie z pociągu, ile przesadził, zrzucił z pędzącego wagonu wprost w ramiona faceta na drezynie. Tak po prostu jakbym była zbędnym bagażem, na pewno nie człowiekiem, a może jako kobieta nie mieściłam się w kolejowej definicji człowieka? 

W każdym razie mężczyzna dowiózł mnie do stacji Cichy Dołek, na której wcześniej zniknął Edward. Od razu się domyśliłam, że powinnam zakończyć rozmowę z Edwardem, nawet jeśli mi się wydaje, że już ją skończyłam. Bo czy inaczej znalazłabym się w tym samym, co on miejscu.

Nieco skołowana nieoczekiwaną przejażdżką po torach, usiadłam na dworcowej ławce, której kolor wahał się między szarym, a startym niebieskim. Próbowałam zebrać myśli, zanim pójdę gdzieś dalej. Przede wszystkim chciałam wiedzieć, dokąd się udać, co zrobić, by móc wreszcie wrócić do domu.

- Wyrzucili cię, czy mnie śledzisz? - zza rogu wyłonił się Edward.
- Może jedno i drugie - ucieszyłam się na jego widok. - Sam mi wytłumacz.
- Jesteśmy zabawkami w rękach Boga. Tylko on wie o co chodzi. Idziesz do hotelu, czy śpisz tutaj?
- A ty?
- Nie uzależniaj się ode mnie, dobra?

Edward przysuwał się bliżej i odsuwał jakby krążyło w nim niezdecydowanie, zostać ze mną czy wybrać samotność. Pewnie jedno i drugie przyciągało i odpychało z taką samą siłą. 

- Chodźmy - zdecydował w końcu.

Poszliśmy. 

Przeznaczenie poprowadziło nas do hotelu Pod Jemiołą. 

Anna.

W najciekawszym momencie zadzwonił telefon.
- Co robisz? - ciekawiła się mama.
- Nic takiego.
- To może byś ze mną pojechała na cmentarz. Sama nie dam rady z wiązankami.
- Dobrze.

Musiałam, choć nie chciałam. Nie lubię odwiedzać zmarłych, bo nie wierzę, że są pod płytami w trumnach. Myślę, że istnieją w innym świecie i nic sobie nie robią z naszego stania przy ich nagrobkach. Jednak pewnych spraw nie da się wytłumaczyć mojej mamie. O wiele łatwiej zachować milczenie.

Do lektury wróciłam wieczorem z kubkiem herbaty w ręku.

Lubisłowa.

Wzięliśmy klucze do dwóch sąsiadujących ze sobą pokojów. Edward zamknął się w jednym, ja w drugim, a do rozmowy wróciliśmy następnego dnia przed południem. Dlaczego tak późno? Czemu nie od razu? Nie wiem. Może z powodu senności, jaka nas ogarnęła wraz z przejściem przez próg hotelu? Braku słów jakby przez wiatr zabranych? Nieważne. 

- Mówisz, że nie możesz wrócić, tak? - ciekawił się Edward przy stoliku w hotelowej restauracji.
- Tak i wydaje mi się, że jak z tobą we właściwy sposób porozmawiam, odejdę i już nie będę zawracać ci głowy.
- Ale co znaczy właściwy sposób? Czy to samo, co normalny i nienormalny?
- Właściwy czyli odpowiedni temat. O życiu na przykład. Po co jest? Myślałeś o tym?

Edward spojrzał na mnie zaciekawiony. 

- Wiele razy i nic z tego myślenia nie mam, a ty?
- Ja od niedawna zastanawiam się, z jakiego powodu życie powstało? Czy istnieje jakaś odpowiedź?

Do stolika podeszła kelnerka. Zamówiliśmy, ja zieloną herbatę i kanapkę z dżemem truskawkowym, Edward piwo i słone paluszki.

- I tak musimy żyć niezależnie od odpowiedzi.
- Nie mamy nic do gadania.
- Właśnie. Dusza nami kieruje, a nie my duszą. Myślisz, że ci wystarczy, bo ja już się zmęczyłem naszym gadaniem.
- Zobaczę. Poczekaj. Odchodzę teraz i jak nie wrócę, znaczy, że wystarczy.

Wstałam, choć nie zjadłam do końca kanapki i nie wypiłam herbaty. Edward pomachał mi ręką na pożegnanie:

- Obyś tu już nie wróciła.

Wyszłam z hotelu. Spojrzałam w słońce. Zamknęłam oczy i ... 
Nic się nie wydarzyło.

Anna.

Kolejny telefon.
- Co robisz? - chciałaby wiedzieć mama.
- Nic takiego.
- Czyli nic, a dla mnie oczywiście nie masz czasu - oburza się moja rodzicielka. - Na wszystko masz, tylko dla mnie nie.
- Mam. Jak chcesz przyjadę i posiedzę z tobą - próbuję się tłumaczyć. Czuję, że bezskutecznie. Po drugiej stronie słuchawki nadal trwa cicha, mroczna złość.
- Łaski nie potrzebuję. Nie musisz ze mną siedzieć. Zakupów też nie musisz robić. Ubiorę się i wyjdę, choć ledwie chodzę ....
Dalszych wyrzutów już nie słucham. Odkładam telefon. Ubieram się. Jadę zrobić mamie zakupy i posiedzieć z nią. Może i lepiej. Później zacznę myśleć o Lubisłowie. Później zacznę się o nią martwić i czekać na ciąg dalszy jej pamiętnika.



P. S. Wszystkie postacie, mama również, zostały zmyślone. Tylko Lubisłowa pozostaje jak najbardziej prawdziwa. Chcecie jeszcze o niej poczytać?
Część poprzednia: Tajne życie Lubisłowy.



 


 



   
 

Komentarze

  1. Masz niesamowitą wyobraźnię :) Pewnie że chcę czytać o Lubisłowie!

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze, no naprawdę brak mi słów... Poruszyłaś tyle głębokich wątków działających na wyobraźnię, jestem Aniu pod wrażeniem i czekam na więcej! A co jest zmyślone, aco prawdziwe wie tylko Autor :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że zauważyłaś głębię w moim tekście.
      Fakt, że autor wie wszystko najlepiej.

      Usuń
  3. Rodzice.jesteśmy za nich odpowiedzialni.Oni byli.My!Czego tak naprawdę pragniemy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest. Oni nas chcieli i na świat sprowadzili albo nie chcieli, ale im się przydarzyło. Zajmowali się nami, po to, żebyśmy my później zajęli się nimi. Naprawdę?
      Ważne czego pragniemy i co realizujemy. Na pewno?
      Wiem, że nic nie wiem.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty