Sztucznoręki.

Bohaterowie przychodzą do mnie o różnych porach dnia i nocy. Wśród starych pojawiają się nowi. Nie wiem, czy zostaną przez chwilę czy może zatrzymają się na dłużej. Czy stworzą wokół cienką i krótką pajęczynę czy długą i grubą?

Nie znam autora.

 Po drodze do pracy.

Zazwyczaj Witek tak bardzo spieszył się do pracy, że niczego wokół nie widział i nie słyszał, niczego z wyjątkiem tramwaju lub autobusu, który odwoził go na miejsce, prawie pod same drzwi antykwariatu, w którym kupował i sprzedawał bardziej lub mniej poszukiwane książki. Tego dnia coś się zmieniło. Może z powodu dziwnej letniej aury mimo drugiej połowy października, a może białych smug na niebieskim niebie? W pewnym momencie, dokładnie po środku parku między pomarańczowo-żółtymi dębami, oczy Witka zatrzymały się na siedzącym na ławce mężczyźnie. Niby zwyczajny koleś w niebieskim dresie i okręconym wokół szyi czerwonym szalu z długimi związanymi w kitkę czarnymi włosami.
Jednocześnie jakiś inny niż cała reszta kręcących się po ulicy ludzi. Dlaczego? Witek zatrzymał się na chwilę i to wystarczyło, by wzbudził zaciekawienie nieznajomego. 

- Porozmawiasz? - mężczyzna kiwnął do niego bladą, sztuczną ręką. 
- Chciałbym, ale nie mam czasu.
- Daj spokój. Usiądź.

Witek czuł jak maleje jego opór. Jak przebity balon wznosi się i znika. Pozostała ciekawość. Czemu ten facet wydaje się taki niezwykły? Z powodu sztucznej ręki?

- Ona cię tu przyciągnęła - potwierdził mężczyzna, odsłaniając nienaturalnie białą dłoń. - Mów mi Błażej.
- Witek.
- Lubisz zagadki?
- Zależy jakie.
- Na przykład moja ręka, chcesz wiedzieć skąd się wzięła?

Błażej pogładził sztuczną powierzchnię. Potem spojrzał na Witka z zielonym błyskiem w oku.

- Wypadek?
- Coś w tym rodzaju. Powiem ci, bo jakoś czuję, że ci się przyda. Rękę sobie odciąłem kosą na wsi. Musiałem, inaczej oni, by mnie zabili prędzej czy później.
- Jacy oni? 
- Przekonasz się. No, idź już, bo się spóźnisz. 

- Co? - oburzył się Witek. Właśnie teraz, gdy praca stała się nieważna, nieznajomy odwracał się od niego. Jakby nagle przypomniał sobie, że zostawił zupę na gazie. Wstał. Poprawił swój dres i bez słowa się oddalił, ani razu nie patrząc za siebie na Witka, który nadal stał ze swoim co na ustach. Minęła długa chwila zanim Witek się otrząsnął, wrócił do siebie i czasu sprzed paru minut, gdy jeszcze się spieszył. Tyle, że czas był inny. Podobnie jak Witek. Stare komórki ciała umarły. Pojawiły się nowe. Coś się skończyło i coś się zaczęło.

Drugie spotkanie.

Po raz drugi Witek spotkał Błażeja przy przejściu dla pieszych. Oparty o stary niebieski rower z torbami wszelkiego rodzaju złomu kojarzył się z bezdomnym alkoholikiem. Jedynie aura wokół niego nie pasowała do wyobrażeń. 

Gdy zmieniło się światło, przeszli na drugą stronę. Błażej się nie odzywał jakby Witek był dla niego kimś obcym. Pewnie skręciłby w swoją stronę, gdyby ten nie pociągnął go za rękę, tą zwykłą, cielesną.

- Pamiętasz mnie?
- I co z tego?
- Nic. Może ci pomogę - Witek wskazał złom.
- Nie trzeba. Dam radę.
- Powiedz chociaż dlaczego mnie wtedy zaczepiłeś?.
- Ech, sam już nie pamiętam. Chyba mi odbiło albo byłem pijany.

Błażej odganiał się od Witka jak od obrzydłej muchy. Dziś nawet przez chwilę nie chciał się dzielić słowami. 

- Spieszę się - pociągnął rower w drugą stronę.
- Zdążysz. Najpierw mi powiedz - nalegał Witek. - Zresztą, kupię od ciebie ten złom.
- I co z nim zrobisz? Pokażesz go swojej dziewczynie? A może choinkę przystroisz? 

Dziwne, ale Błażej nie okazywał zainteresowania pieniędzmi, a przecież szedł sprzedać złom.

- Dobra, pójdę z tobą - zdecydował Witek.
- Uparty jesteś - uśmiechnął się Błażej. - Okey, wygrałeś. Wtedy na ławce wydałeś mi się inny, jakiś wyjątkowy, ale to była iluzja. Rozumiesz? Jeszcze jedno życiowe złudzenie, bezsens. Dlatego powiedziałem, żebyś sobie poszedł.
- Ale wcześniej powiedziałeś mi o ręce.
- Pomyliłem się. Wybacz. A teraz naprawdę sobie idź, bo sprowadzisz na siebie nieszczęście - Błażej odepchnął Witka sztuczną ręką. Jednak Witek szedł dalej. 
- Jak się nie odczepisz, to cię walnę.

Błażej podniósł kamień z chodnika. Duży, okrągły, świecący dziwnym brązowym światłem. Witek się przeraził. Nagle zdał sobie sprawę, że nie zna Błażeja. Może to niebezpieczny wariat, bo kto normalny grozi kamieniem drugiemu człowiekowi, który chce tylko porozmawiać.

Coś się zmieniło jeszcze bardziej. Nowe komórki zastąpiły stare. Tajemnica na dobre zagościła w Witku i drążyła w nim coraz większą dziurę.


P. S. Przy okazji we mnie również. Może jednak to cienka nić pajęcza, którą można zerwać? Ciekawi, czy nie?




  


 


  

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty