Natychmiastowa recepta na wszystko.

Czy istnieje coś takiego?
Jeśli tak, to gdzie, od kogo można dostać taką receptę?
Czy wyda ją lekarz tzw. pierwszego kontaktu?
Może tak, jeśli nie jest zwyczajnym lekarzem.
Czy jednak są tacy w zwyczajnej poradni, przychodni lekarskiej?
Tyle pytań, a odpowiedzi jak zwykle później. Nie od razu, bo ja w przeciwieństwie 
do recepty nie jestem natychmiastowa i nie działam błyskawicznie.


Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby zamiast tej garści chemicznych leków, mielibyśmy jeden i w dodatku naturalny? Lek działający błyskawicznie na nasze codzienne zmartwienia, brak szczęścia i radości, depresję, bóle i alzheimera. Na wszystkie dotąd nieuleczalne choroby.
W dodatku nie trzeba by było odwiedzać zwyczajnego lekarza. Stać, siedzieć w poczekalni wśród wielu innych ludzi, słuchając przy okazji ich marudzenia o chorobach.
Z drugiej strony lekarze straciliby pracę i nie byłoby im miło. Nie byliby szczęśliwi. W końcu nie po to kończyli swoje uczelnie lekarskie, żeby potem schować dyplom do szuflady
i zostać np. hydraulikiem tak jak to robią inni ludzie. Oczywiście niekoniecznie zostają hydraulikami, ale kimś zupełnie innym niż początkowo chcieli i w swoim zawodzie 
nie pracują.
Wracając do leku błyskawicznego na wszystko.
Znajdziemy go na pewno w pewnej książce.
Jej autor wpadł na wprost genialną metodę i podzielił się nią ze swoimi czytelnikami.
Tak to ostatnio w życiu bywa, idealne metody są schowane w książkach. Nie znajdziecie ich u żadnego lekarza. Chyba, że tym lekarzem będzie autor tej książki, w co raczej wątpię.Tacy ludzie nie siedzą sobie w zwykłych lekarskich przychodniach. Jeśli gdzieś są, to w swoich prywatnych gabinetach, za duże pieniądze. Musisz mieć kasę, 
żeby przekroczyć ich próg.
Znów odeszłam zbyt daleko od głównego tematu.
Co z tą książką i jakie są w niej metody?
Jest jedna i nazywa się Synchronizacja Kwantowa. Jej autorem jest Dr Frank Kinslow.
Metoda opiera się na uważności i umiejętności skupienia oraz na wizualizacji.
Autor pisze o niej w trochę inny niż ja sposób. Przede wszystkim wiele jest u niego słów pochwalnych dotyczących metody, jej działania i jej szybkości. Nie bez powodu pojawia się słowo kwantowy. Kwanty przecież, tylko kwanty poruszają się z szybkością większą od światła.
Drugim ważnym słowem jest świadomość. Uzdrawiający ma być świadomy. Na pewno nie może myśleć o niebieskich migdałach, ani o jakieś fajnej babce lub fajnym facecie. Nie może być pod wpływem alkoholu, ani narkotyków, ale to już wynika z samej treści, jak ktoś ją uważnie czyta.
Chociaż, czy na pewno coś z tej treści wynika?
Owszem szybko zdajemy sobie sprawę, że autor jest zakochany w swojej metodzie.
Dla niego jest ona jedyna, niepowtarzalna, cudowna, doskonała, co najważniejsze bardzo łatwa. Działa zgodnie z tytułem książki w sposób natychmiastowy. Tyle tylko, że czasem na widoczne rezultaty trzeba poczekać, nawet kilka lat, zależy od problemu. Oczywiście o latach autor nic nie mówi. Ja to, może niesłusznie, odkrywam między słowami. W każdym razie zaczynam praktykować na sobie.
Co mogłabym powiedzieć o metodzie, gdybym tylko o niej przeczytała, a podanych ćwiczeń nie sprawdziła na sobie? Nic, a jakbym mimo to powiedziała, to by była bzdura.
Pierwsze ćwiczenie idzie mi względnie dobrze. Polega na zatrzymywaniu myśli .
Gdy je robię w sterylnych warunkach domowych, wychodzi idealnie. Gdy jednak próbuję to samo zrobić w autobusie i wcześniej na przystanku, mój umysł mnie nie słucha. Nadal mam wiele myśli i w żaden sposób nie mogę się ich pozbyć. Podobnie jest gdy gnębi mnie smutek. Myśli się nie zatrzymują, a ja się zastanawiam, co tu jest grane. Czy ja się nie nadaję do tej metody czy metoda nie nadaje się dla mnie?
Następne ćwiczenie tzw. Technika Bramy wychodzi mi podobnie. Najgorzej, gdy jestem senna. Zasypiam od razu. Myślę o mamie, która ma problemy ze spaniem. Może opowiedzieć jej o tym sposobie na sen, ale znając moją mamę, na nią by tak nie podziałało. Miałaby raczej więcej myśli zamiast mniej.
Kolejnych ćwiczeń mogłabym już w zasadzie nie przerabiać. Ich działanie na mnie jest odwrotne od zamierzonego. Umysł ucieka. Myśli jest dużo. Moje pytania nie robią na nich wrażenia. Zostają albo przechodzą w bardziej utajniony tryb działania. Często przysypiam, a nie o to przecież chodzi.
Autor tłumaczy lecz robi to w taki sposób, że spać chce mi się jeszcze bardziej. Jak nie śpię, to jestem zła. Złoszczę się na sposób  napisania tej książki czyli wszechobecną reklamę w stylu, ach, jakie to łatwe, jakie to wspaniałe. Nie wiem jak Wy, ale ja nie lubię czegoś tego. Niestety książka musi się sprzedawać i autor doskonale wie co robi. Nie można mieć do niego o to pretensji. Niesmak jednak zostaje.
Przypominam sobie inną książkę. Książkę o uważności Jona Kabata-Zinna
Jakże się różniła od tej, o której teraz piszę. Przede wszystkim autor nie mówił w niej
o natychmiastowości. Nic na temat błyskawicznego działania podanej przez niego medytacji i innych sposobach prowadzących do uwagi. Być może wtedy jeszcze kwanty nie były tak modne i nikt jeszcze nie zazdrościł im ich szybkości.
W każdym razie książka Zinna jest dobrą odtrutką na dziwnie działający lek pana Kinslowa.Oczywiście dla mnie. Wam być może coś takiego nie będzie potrzebne. 
Może na Was lek podziała w taki sposób jak trzeba.
Na końcu, zgodnie z obietnicą, podaję tytuł i autora.
Dr Frank J. Kinslow ,, Sekret Natychmiastowego uzdrawiania,,.  
Życzę miłej lektury.








Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty