Upodobania seksualne.

Każdy ma jakieś. Jedna, jeden woli pozycję klasyczną. Inna, inny raczej na jeźdźca. Jeszcze inni lubią seks oralny lub analny. A co lubił nowy kochanek Justyny?

Zdjęcie stąd.

Znów się spotkały Eugenia ze Stanisławą. Przystanęły na chwilę w drodze na zakupy. Żadna nie miała ochoty zaprosić tej drugiej do siebie. Wiadomo, porządki świąteczne. Trwają od listopada. Skończą się tuż przed wigilią. W końcu rzeczy tak szybko się brudzą. Okna, które umyły już w listopadzie, pokrył brudnym nalotem i deszcz i śnieg. Teraz są takie, jakie były przed umyciem. Ile razy jeszcze będą musiały je myć. Obie o tym myślą, ale na szczęście są też inne tematy. Ciekawsze.

- Widziałaś Justynę - pyta Eugenia.
- Nie, a co? - odpowiada Stanisława.

Na twarzy Eugenii już widać uśmiech. Cieszy się, że trafiła we właściwy punkt ciekawości Stanisławy.

- Wróciła ze szpitala. Prawie z domu nie wychodzi - chwali się swoją wiedzą Eugenia.
- Niedobrze - stwierdza Stanisława. - Jeszcze wróci tam z powrotem.
- Nie martw się. Już Florentyna się tym zajmie, żeby nie wróciła.
- Tak. Florentyna - wzdycha Stanisława.

Niedawno Florentyna poczęstowała ją ciastem podobno własnej roboty. Nazywało się karpatka czy jakoś tak. Pyszny biały krem i białe kruche ciasto posypane cukrem pudrem. Jego smak Stanisława jeszcze czuje. Dlatego nie wypada jej krytykować Florentynę, przynajmniej na razie. Zawsze można mieć nadzieję na kolejne zaproszenie na smakowite danie, niekoniecznie z ciasta.

Eugenia jest rozczarowana brakiem reakcji, odpowiedniej reakcji Stanisławy na swoje słowa.
- Nasza święta zawsze działa - mówi jakby oczekiwała potwierdzenia Stanisławy i kilku dodatkowych gorzkich słów na temat Florentyny. 

Jednak Stanisława znów ją zaskakuje.
- Może i dobrze. Justyna się szybciej pozbiera.
- Zobaczymy - śmieje się Eugenia. - Znając Florentynę zaciągnie ją w takie miejsce, gdzie pozna jakiegoś dziwaka takiego jak Florentyna. I Justyna nigdy już do męża nie wróci ani do dzieci.

- Ale to on ją zostawił i zabrał dzieci - dziwi się Stanisława.
- Może miał powód.

Eugenia mruga okiem. Czyżby wiedziała coś więcej niż Stanisława.  
Wie na pewno, ale czy powie?
- Wiesz coś? - pyta Stanisława.

Tak jak się spodziewała Eugenia nie ma już czasu na rozmowy. Zerka na zegarek.
- Późno. Muszę iść - mówi Eugenia.
Stanisława nic nie mówi. Jedynie potwierdza.
- Tak. Późno.
Prawda jest taka, że nie potrafi Eugenii ciągnąć za język.

Justyna wróciła do pustego i cichego mieszkania. Czuła tę pustkę całym swoim ciałem jak kamienie rzucone jej na głowę, szyję, barki. Pochyliła się nad ich ciężarem. Nie mogła się wyprostować. Wziąć głęboki oddech. Zapomnieć o tym, co się zdarzyło i zacząć od nowa. Jedyne, co wydawało się łatwe to położyć się i zakryć kocem, kołdrą, czymkolwiek. Zakryć się i udawać, że ciebie nie ma. Nie istniejesz. 

I tak Justyna udawała. Receptę na leki rzuciła w kąt i wszystkie inne zalecenia lekarzy. Łącznie z tym, żeby pojawiła się w grupie wsparcia dla ludzi z depresją, po depresji, tych, w każdym razie, którzy mogą znów zachorować. Są w grupie ryzyka.

Z każdym dniem pogrążała się w błocie snu i totalnego nic nierobienia. Wychodziła z łóżka tylko na chwilę, żeby zrobić siusiu lub wyciągnąć coś z lodówki albo tylko napić się wody z kranu, bo herbaty już nie chciało się jej robić. 

Jak to się stało, że otworzyła drzwi Florentynie, nie pamiętała. Może akurat wychodziła z łazienki, a drzwi są obok i dlatego usłyszała dzwonek. Nieważne.

Florentyna weszła do mieszkania Justyny, a razem z nią zmiana na lepsze. Od razu odsłoniła i otworzyła okno. Do mieszkania wpadło świeże powietrze i słońce i jakby trochę radości.

- Pani Justyno może by się pani do mnie przeniosła. Na jakiś czas. Samotność pani nie służy - zaproponowała Florentyna.
- E, będę tylko pani przeszkadzać.
- Skądże. Mnie też potrzeba trochę towarzystwa. Razem na pewno będzie nam raźniej.

Justyna się zgodziła. Zaraz się przekonała, że Florentyna miała rację. W jej mieszkaniu czuła się inaczej. Pewnie dlatego, że obok miała Florentynę. Drugiego człowieka. Samotność odeszła.

Justyna nie bardzo chciała iść do grupy wsparcia dla chorych na depresję. Florentyna wyciągnęła ją więc w inne miejsce. Do koleżanki, która prowadziła mały sklepik z żywnością ekologiczną. Poza tym wynajmowała jeszcze salę na wykłady i kursy różnym osobom. Dziwakom, jak by ich z pewnością określiły Eugenia i Stanisława.

Tam go poznała. Wróżbitę i zielarza Cześka.

W oczy rzucały się jego brązowe włosy. Zmieniały kolor pod wpływem światła. Gdy padało na nie słońce, świeciły się pomarańczowo. Gdy słońca nie było stawały się z powrotem zwyczajne brązowe. Poza tym nie wyróżniał się niczym szczególnym. Niski i krępy z piegami na twarzy i rękach i jak się później przekonała Justyna również na plecach.

Przekonała się, bo poszła z nim do łóżka. Niewiarygodne jak szybko się tam znalazła. Widocznie od czasów namiętnego kochanka brakowało jej bliskiego kontaktu z mężczyzną. 

Czy żałowała? Trochę tak, a trochę nie. Czesiek niestety do pięt Bartoszowi nie sięgał. U niego seks posiadał jedną, klasyczną barwę. Za to potem potrafił ją przytulić do siebie i gawędzić. Zawsze coś na poczekaniu wymyślał jakby chciał ją swoimi opowieściami utulić do snu.

Te opowieści z czasem ją tak wciągnęły, że spotykała się z nim regularnie. Powoli stawał się dla niej bliską osobą. Może po trochu zakochiwała się w nim i coraz bardziej go idealizowała, aż przyszedł ten moment. Chwila, kiedy po raz pierwszy powiedział jej o Robercie.

- Muszę ci coś powiedzieć - wyznał pewnego dnia po seksie.
- Co? - spytała.
- Jest jeszcze ktoś. Ktoś poza tobą.
- Żona? - cóż, chyba spodziewała się tego.
- Nie. Mężczyzna.
- Co?!

Nie wiedziała, czy śmiać się czy płakać. Jej drugi kochanek okazał się biseksem.

- Zrozum. On jest wyjątkowy. Bardzo chciałby cię poznać.
- Mnie? Po co? - oburzyła się Justyna. - Powiedziałeś mu o mnie?
- Nie mamy przed sobą tajemnic. Ani on ani ja.
- Mówisz mu o wszystkim?

Justyna już się do niego nie tuliła. Poczuła po raz pierwszy obrzydzenie do Cześka. Szybko wyskoczyła z łóżka, owijając się kołdrą, żeby tylko nie zobaczył ani skrawka jej ciała. Nieważne, że przed chwilą leżała pod nim naga. Zebrała swoje rzeczy z podłogi. Pobiegła do łazienki. Za sobą słyszała Cześka:
- Nie odchodź. Wszystko ci wytłumaczę.

Odeszła. Raczej wybiegła jakby ją gonił, a on nawet nie ruszył się z łóżka. Do końca miał nadzieję, że wróci.

- Co się stało? - Florentyna od razu zauważyła smutek i gniew na twarzy Justyny.
- Nic takiego - próbowała się uśmiechnąć Justyna. Wyszedł jej jakiś dziwny grymas. Czuła, że jeszcze chwila, a wybuchnie płaczem.
- Zostawił cię? - powiedziała Florentyna i to wystarczyło, żeby Justyna zaczęła płakać.
Florentyna bez słowa objęła ją i przytuliła.
- Cicho,ci.... - pocieszała Justynę. - Nie warto płakać z powodu mężczyzny. Mnie też nie jeden zostawił i co i jakoś żyję.

- To nie tak jak myślisz - wyjąkała Justyna.
- A jak?
- On ma jakiegoś faceta.
- Zdradził cię z nim? 
- Nie. Ten facet chce mnie poznać.

- A, to mów tak od razu - ożywiła się Florentyna jakby to ją właśnie chciał poznać jakiś facet.
- Nie rozumiem. - Zdziwiła się Justyna. - Co cię tak cieszy?
- Masz jedyną szansę zobaczyć jak to jest w trójkącie.
- Co ty gadasz? Ja niczego nie chcę zobaczyć - oburzyła się Justyna.
- Dlaczego nie? Poszalej póki możesz. Potem nie wiadomo, kiedy starość przyjdzie i już nie będziesz mogła.

Justyna patrzyła na Florentynę z niedowierzaniem. Do tej pory nie wierzyła pogłoskom o dziwactwie swojej sąsiadki, a tu proszę. Okazały się prawdziwe. Co ona jej teraz wygaduje? Jaki trójkąt? Jakie szaleństwo? Po co jej to? Ona przecież jest porządną kobietą. To znaczy chyba była, bo od Bartosza czy może jeszcze w ten sposób o sobie mówić.

- Lepiej prześpij się z tym. Jutro też jest dzień. Zobaczysz jak się będziesz czuła. Czy nadal pomysł wyda ci się głupi, nieprzyzwoity.

Justyna posłuchała rady Florentyny. Położyła się. Starała się o niczym nie myśleć, ale temat wciąż się pojawiał. O dziwo zaczęła dostrzegać również jego zalety. Nowe doświadczenie. Nowe przeżycie. Może jednak warto spróbować?

Następnego dnia odpowiedź już trochę przechylała się w stronę tak. Tak warto. Po kilku następnych zadzwoniła do Cześka. Spróbuje.

Robert okazał się przeciwieństwem Cześka. Wysoki, muskularny z hebanową barwą skóry. Czaszka łysa i długie nogi. Przypominał amerykańskiego koszykarza. Regularne rysy twarzy. 

Justyna nigdy nie sądziła, że czarnoskórzy mężczyźni mogą być tak przystojni. Nie trudno się w takim zakochać. Już w każdym razie nie dziwiła się Cześkowi. Podziwiała tylko jego gust.

Najpierw zwiedzali nowy dom Roberta. Piękny i duży jak jego właściciel. Potem trochę rozmawiali. Pili wino podane im przez starszą murzynkę ubraną w biały fartuszek. Może matkę Roberta, a może zwykłą służącą. Robert tego nie powiedział, a staruszka szybko gdzieś znikła.

Justyna dowiedziała się jedynie, że Robert pracuje w banku. Dobrze zarabia. Jest zadowolony. Cześka poznał w klubie dla gejów. Czasem tam chodził zanim poznał Cześka. Teraz podobno już nie chodzi.

Powiedzmy - pomyślała Justyna. I to była jedna z jej ostatnich myśli. Wino ją rozgrzało i zrelaksowało. Nie protestowała, gdy Robert przysunął się do niej bliżej, gdy dotknął jej włosów rękami i nosem, którym wciągał ich zapach.  

- Piękne. Wyjątkowe - powiedział.
Jego słowa, dotyk języka na szyi otworzyły bramę do teraźniejszości. Nic już się nie liczy. Tylko tu i teraz. 

Dreszcze wzdłuż kręgosłupa, gdy dotyka jej pleców pod bluzką i koszulką. Przyjemne igiełki w piersiach, gdy maca jej piersi. Kreśli na obu okrągłe wzory, aż sutki twardnieją z podniecenia.

Jego wszędobylskie palce schodzą niżej do brzucha. Tutaj też rysują koła czubkiem paznokci. Wrażenia się zwiększają. Zanim palce docierają na sam dół, Justyna czuje, że ma mokre majtki. On ich dotyka z zewnątrz, a potem w środku jakby badał fakturę materiału lub specjalnie przedłużał chwilę, gdy w końcu dociera do łechtaczki. Masuje ją z góry na dół. Ugniata jak ciasto. A to ciasto chętnie mu się poddaje.

Justyna zamyka oczy. Wcześniej widzi jeszcze podniecenie przyglądającego się im Cześka,  który siedzi w fotelu na przeciwko. Jego spodnie pęcznieją w kroku.

Czas nieco przyspiesza. Szybko zrzucają z siebie ubrania. Ona, Robert i Czesiek. Justyna kładzie się na plecach na stojącej obok kanapie. Rozchyla nogi. Robert wchodzi w nią w głęboko. Czesiek wsuwa jej swój penis do ust. Justyna ssie go jak spragnione dziecko pierś matki.

Potem się zmieniają. Robert wkłada jej do ust swojego penisa. Czesiek porusza się w jej waginie, która robi się coraz bardziej wilgotna. Słychać wsysane przez nią powietrze. Jakby gwałtownie mlaskanie głodnego wrażeń ciała. 

Zmieniają pozycję. Teraz Robert bierze ją od tyłu, ściskając jej pośladki. Po chwili do waginy wsuwa się również penis Cześka.
Dokładnie ją wypełniają. Pulsuje jej łechtaczka. W całym ciele czuje rozkoszne kurcze. Ten orgazm nie da się porównać z żadnym wcześniej przez nią przeżytym. Ogromny i kolorowy jak tęcza.

Justyna ma wrażenie, że znalazła się w niebie. Razem z nią Czesiek i Robert, którzy kończą na jej pośladkach.

Po wszystkim leżą połączeni z sobą rękami, nogami i głowami Głowa Cześka na jej brzuchu. Justyny leży na piersi Roberta.

Odpoczywają zaledwie chwilę. 
Nienasyceni wracają do  siebie. Tym razem Czesiek kocha się z Robertem. Penetruje szczelinę między jego pośladkami. Robert liże jej łechtaczkę. Znów orgazm i znów odpoczynek.

Noc jest krótka. Zbyt szybko mija.

- I jak było? - zapytała Florentyna, gdy Justyna wreszcie dotarła do domu koło południa.
- Niesamowicie - przyznała Justyna - czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam.
- Czyli warto było? - uśmiechnęła się Florentyna.
- Wiedziałaś, prawda? - Zapytała Justyna - Próbowałaś i dlatego mnie namówiłaś?
- Nie, ale mam bogatą wyobraźnię.
- Mogłabyś książki pisać - Justyna też zaczęła się śmiać.
- Kto wie? Może już piszę? - stwierdziła Florentyna.  

Bliski kontakt z Cześkiem i Robertem zmienił Justynę. Nie uszło to uwagi Eugenii.

- Widziałaś Justynę? - zapytała Stanisławę w czasie kolejnego wyjścia po zakupy.
- A co?  - zaciekawiła się Stanisława.
- Jakaś taka ożywiona.
- Święta blisko to się ożywiła.
- Akurat. Tylko wcześniej też były blisko, a ona nie wychodziła z domu?
- Florentyna ją uzdrowiła? - dopytywała Stanisława.
- Wierzysz w bajki? - Eugenia mrugnęła okiem.

Coś ostatnio za często mrugała. Może nabawiła się jakiegoś tiku nerwowego - pomyślała Stanisława. 

- Co? co? - Stanisława próbowała wszystko sobie wyjaśnić.

Jednak Eugenia nie miała zamiaru jej pomóc. Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że jest późno jak zwykle, gdy już odechciało jej się dalszej rozmowy.

- Tak, późno. - Zgodziła się Stanisława, bo nie bardzo wiedziała, co innego może zrobić. - Muszę iść, obiad robić.


P. S. Jak długo utrzyma się znajomość Justyny z Robertem i Cześkiem? Czy mąż z dziećmi wróci do niej? Zobaczymy w innej historii.

 






  



 

Komentarze

  1. Seks to bardzo delikatna sprawa. Potrafi budować i niszczyć związki.

    OdpowiedzUsuń
  2. W pełni się zgadzam. Dziękuję za komentarz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty