Ścieżki pająków.

Śledziła wzrokiem kroczącego po lustrze pająka. Skąd on się tam wziął? Wleciał przez okno naprzeciwko? Niezauważony pokonał cały pokój aż do lustra? Jakimi ścieżkami szedł i gdzie sobie poszedł, gdy nagle zniknął?


Eugenia i Stanisława.

Pogoda nagle się zepsuła i obie panie z ławki przed blokiem musiały się przenieść do domu. Tutaj jak zwykle jedna drugą częstowała herbatą, ciastem lub wyciągniętymi z szuflady ciastkami. Może nie pierwszej świeżości, ale przy gorących tematach nabierały niepowtarzalnego smaku.

Dziś Eugenia żaliła się na swój nieprzemyślany zakup.

- Mówię ci tak mi w głowie zakręcili na tym pokazie, że sama nie wiem kiedy i jak te garnki kupiłam.
- Solidne są. Przydadzą ci się.
- Tyle garnków na co?
- No, w jednym ugotujesz zupę, w drugim kapustę, w trzecim ziemniaki, w czwartym...
- I zastawię sobie całą kuchnię?!
- Ale będziesz miała obiad.
- Na cały tydzień?!

Rozmowa zmierzała donikąd. Stanisława wzdychała. Eugenia rzucała na nią pełne złości spojrzenia. Ciastka jednej i drugiej z trudem przechodziły przez gardło. Atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta.

- Nie możesz ich oddać? -  przerwała ciężką ciszę Stanisława.
- Mogę - mruknęła Eugenia. - Tyle, że muszę je zawieźć z powrotem do sklepu.
- Pojadę z tobą.
- Byłabyś taka dobra? - ucieszyła się Eugenia, a Stanisławie kamień spadł z serca.

Florentyna.

Od czasu kolejnego zniknięcia Zygmunta walczyła z mnożącymi się w głowie pytaniami. Jak i gdzie się podział? Dlaczego? Co się stało? A może Zygmunta nigdy tu nie było? Może jej się przyśnił? Może siedzi u siebie albo u Klementyny? Może, może bez końca.

Floretyna próbowała czytać, spać, jeść, chodzić po osiedlu, oglądać książki w księgarni, ale żadne z zajęć nie pochłonęło pytań. Myśli o Zygmuncie wciąż się czaiły w zakamarkach głowy. Wyskakiwały znienacka. Nie pozwalały na niczym się skupić, nawet na ukochanych książkach.

Zdarzało się, że wzrok nagle zaczynał wędrować w dziwne miejsca, przeważnie do lustra. Jakby tu właśnie zaginął Zygmunt jak bohaterka powieści, którą pisała Florentyna. Pisała, czas przeszły, bo teraz nic już nie potrafi napisać. Nawet nie może spojrzeć w stronę laptopa, żeby sobie nie przypomnieć jak wystukiwała swoją opowieść, gdy tymczasem... Właśnie, co tymczasem? Co się stało z Zygmuntem?

Oczy Florentyny zatrzymały się na maszerującym po lustrze pająku. Ogarnęło ją dziwne przeczucie, że śledząc ruch pająka dotrze do odpowiedzi na wszystkie pytania. Dlatego patrzyła uważnie, raczej starała się. Jednak w pewnym momencie, coś musiało ją oderwać od obserwacji, bo jak wytłumaczyć, że pająk znikł jakby rozwiał się w powietrzu. A może ( znów może ) był jedynie złudzeniem jak Zygmunt.

-  Dość, dość - Florentyna chwyciła stojącą na stole szklankę i pewnie by ją rzuciła w lustro, gdyby nie napis, który pojawił się znikąd.

Szukaj Pawuka - przeczytała Florentyna. - Ale kim on jest? I gdzie?

Ścieżki pająków.

Zwyczajni ludzie ich nie znają. Nie wiedzą, że wśród pająków istnieją takie, które przechodzą przez różne światy i w dodatku przenoszą ludzi w inne miejsca i w inne ciała.  

Jeden z nich właśnie przeszedł przez lustro na oczach Florentyny. Gdyby wzięła go w rękę, przeprowadziłby ją. Zobaczyłaby pokój podobny do tego, w którym stała i patrzyła na pająka.

Trzydziestoletni mężczyzna siedzi przy stole i pije piwo. Ręce mu się trzęsą jakby często spędzał czas z piwem w ręku. Naprawdę rzadko mu się to zdarza. Przeważnie goni dzień i noc, pracując w firmie z meblami. Rzadkie wolne chwile spędza na siłowni, przed telewizorem lub z narzeczoną Alicją.

- Alicja - myśli mężczyzna - dlaczego jej imię zgrzyta mi w zębach, zwłaszcza od ostatnich kilku dni? Czyżbym poznał kogoś w czasie podróży służbowej? Dlaczego tego nie pamiętam? Nic nie pamiętam. Wyjechałem. Wróciłem, ale skąd, dokąd? Kogo spotkałem? Kobietę, która chętnie rozchyla nogi w przeciwieństwie do na wskroś katolickiej i tradycyjnej Alicji? I dlaczego sam sobie wydaje się obcy?

Z głębi lustra odzywa się głos:

- Efekt przejścia Mariuszu-Zygmuncie.

Do pogrążonego w smutku Mariusza nic nie dociera.

Eugenia i Stanisława.

Minęło kilka dni od ich ostatniego spotkania i wspólnej podróży do sklepu z garnkami. 

- Wydaje mi się, że widziałam syna Zygmunta - oznajmia Eugenia Stanisławie. 
- Syn Zygmunta? Ciekawe, pewnie zniknął z jego powodu. A mówiłaś Florentynie?
- Nawet mi o niej nie wspominaj. Uważa, że jestem moherową wariatką.
- Powiedziała ci tak?
- Nie. Wystarczyło mi jej spojrzenie, żeby się domyślić, co chce powiedzieć.
- Ona teraz na wszystkich patrzy spode łba. Jakbyś jej go pokazała...
- Jeszcze czego. Nic jej nie będę pokazywać. Sama kiedyś zobaczy. W ogóle nie będę się do niej odzywać ani na nią patrzeć.

Eugenia omal nie wylała herbaty ze złości na Florentynę. Widząc to Stanisława skurczyła się w sobie. Bardzo chciała wiedzieć gdzie Eugenia spotkała syna Zygmunta i jak ten syn wygląda, ale bała się odezwać. 

Florentyna.

Po co jej to powiedziała. Paskudne babsko. Wścibska, stara plotkara. Zaczepiła Florentynę, gdy ta wracała ze swojego zwykłego spaceru po osiedlu.

- Czy pani wie, że widziałam syna Zygmunta?
- ...
- Od razu go poznałam. Bardzo podobny do ojca. Chciałam podejść, ale on się odwrócił i uciekł jakby też mnie rozpoznał i nie chciał ze mną rozmawiać. Chociaż, nie rozumiem, przecież nigdy wcześniej mnie nie widział, ani ja jego...
- Właśnie, pomyliła się pani. Nie pierwszy raz zresztą.

Florentyna odwróciła się szybko, zbyt szybko, bo jednak powinna jeszcze zapytać, gdzie się ów syn objawił. Gdzie ujrzała go Eugenia? Jak wyglądał? Co robił? Tyle zmarnowanych pytań. Pytań, których pewnie nigdy już nie zada, bo sąsiadka odeszła obrażona. Mogłaby oczywiście z powrotem wkupić się w jej łaski. Upiec ciasto zaprosić Eugenię razem z koleżanką, ale...

Florentyna czuła, że nie ma na to wszystko siły. Bezwolnie opadła na łóżko. Odpocznie chwilę. Poukłada myśli. Później zabierze się za obiad. Poczyta. Zapomni.

Zakryła głowę kołdrą. Nie widziała patrzącego na nią przez lustro mężczyzny z siwą brodą.



P.S. Co to za facet? Kim jest Pawuk? Czy Zygmunt wróci do Florentyny? Na razie pytania bez odpowiedzi. 



     







 

Komentarze

  1. Mogły chociaż mieć smaczne ciastka ;-) Podoba mi się u Ciebie to zniknie ludzi i ich nagłe pojawianie się. To trochę jak w życiu, potrafi ktoś wyskoczyć jak królik z kapelusza choć może nie zawsze jest to osoba, którą byśmy sobie życzyli spotkać. Niektórzy niestety przepadają bez śladu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I najczęściej ci przepadają, których byśmy chcieli.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty