Nie lubię świąt wielkanocnych.


























 Teraz narażę się Wam wszystkim, zwłaszcza wiernym katolikom i tradycjonalistom. Myślę, że Ci właśnie będą krzyczeli głośno. Jak można nie lubić świąt i jeszcze się tym chwalić? Właśnie jak można? A przecież rodzice mnie wychowali tak jak Was na katoliczkę i tradycjonalistkę. W dzieciństwie wszystkie święta lubiłam i tak jak Wy się z nich cieszyłam.
Tylko, gdy zaczęła się ta głupota z oblewaniem wszystkich po kolei, miałam dość, ale tylko tego jednego dnia świąt. Przez wiele lat siedziałam w domu, nawet wtedy gdy miałam psa, żeby od nikogo nie oberwać wiadrem wody po głowie. Naprawdę nic miłego. I nie rozumiem kto i po co to wymyślił. Anglik na lekcji angielskiego nie bardzo wiedział o co chodzi. Oni nie mają takiego kretyńskiego zwyczaju. I nie mówcie mi tu nic o płodności, którą się w ten sposób czci.
Czy każda kobieta chce mieć dzieci? To tylko Wasze ograniczone wyobrażenia. Sądzę nawet, że nie wymyślone przez kobiety tylko przez facetów, co to im się wydaje, że uwiążą każdą jak sukę do kaloryfera swoimi dziećmi. Tym zawsze mówię mojej duszy nikt nie uwiąże i nic kompletnie, a już na pewno nie dzieci.
Zwyczaj oblewania jest tylko jednym z powodów, dla których świat nie lubię ani trochę.
Drugi to jakaś mania sprzątania, jakby innych okazji nie było. Niby dlaczego w święta akurat mam mieć czyste okna, czyste firanki i zasłony, wypastowaną podłogę, wytrzepany dywan, wytarte kurze i umyte wszystkie mebla. Pytam się, czy bez tego świętować nie mogę i nie mówcie mi tu nic o dobrej energii, która dzięki temu krąży w całym domu. Ja i tak znajdę tę energię w swoim totalnym bałaganie i to ode mnie nie od jakieś energii, zależy jak się czuję.
Obżarstwo to kolejny powód, dla których świąt nie lubię. Znów zadam pytanie, czy moja radość i szczęście mają zależeć od tego ile smaków poczuję na języku. Totalna bzdura. Dlatego w święta mam ochotę stosować głodówkę. Jeść tylko sam ryż i kaszę albo pić soki. Na pewno nie jajka. Wybaczcie, ale dla mnie mają one nieładny zapach. Te ugotowane oczywiście, nie schowane w naleśnikach i ciastach. Jak widzę takie gotowane to zaraz sobie przypominam wieś, gdzie spędziłam naprawdę dużo czasu. Widziałam dość dobrze nie tylko jak się kurze na pieńku obcina głowę i jak się zabija świnię, chociaż wujek mówił nie patrz. Widziałam też skąd wychodzą jajka. Takie super milutkie miejsce dla wszystkich facetów, którzy sobie marzą o seksie analnym.
W każdym razie ja jajek jeść nie będę, żeby je nawet sam papież poświęcił.
Następny powód mojego niezadowolenia to ogólny niesmak związany z tzw. święceniem potraw. Po pierwsze to ja nie potrzebuje dobrych słów księdza, bo sama w sobie mam wiele dobrych słów, którymi mogę modlić się do Boga w sposób bezpośredni. I jestem pewna, że On poprzez moją modlitwę poświęci każde moje jedzenie.
Po drugie najważniejsze, co święcą księża. W zasadzie wszystko, co im się w koszyku położy, a ja nie zgadzam się na święcenie przerobionych zabitych ciał zwierząt. Równie dobrze możecie sobie zjeść swoich krewnych po śmierci.
Co Was powstrzymuje? Tabu jedzeniowe, które w naszym kraju obowiązuje również w przypadku psów i kotów, a Chińczycy je jedzą, może wiedzą, że mądrość mają taką samą jak kury i świnie. Je też można oswoić i wołać po imieniu.
Tylko tutaj wszyscy o tym nic nie wiedzą. Tak, niewiedza jest czasem bardzo wygodna. Ja niestety w pewnym momencie ją odrzuciłam i teraz proszę nic mi się nie podoba.
Ostatni powód. Wszyscy oczekują od świąt nie wiadomo czego, że gwiazdka im spadnie z nieba, że będą tacy szczęśliwi, a to nie tak. Nie potrafisz się cieszyć każdego dnia? To w święta tym bardziej nie będziesz potrafił, bo zbyt wiele chcesz od nich. Najpierw naucz się cieszyć chwilą, tym co jest tu i teraz, a potem spróbuj w święta.
Nie powiedziałam nic o zmartwychwstaniu. Ale co mogę powiedzieć. Wiem, że data narodzin Jezusa została sfałszowana i przebiegle z marca przeniesiona na grudzień, żebyśmy mogli przy okazji święcić narodziny światła.
Nie wiem jak było z Jego śmiercią. Wiem jednak, że zmartwychwstanie świetnie się kojarzy z odradzającym się na wiosnę światem przyrody i pewnie tak jak wiele innych rzeczy zostało przekręcone przez ,, mądrych ,, księży.
Na koniec dodam, że nie jest to krytyka katolików i tradycjonalistów. Tylko, tylko, powtarzam dwa razy, żebyście zrozumieli, moje poglądy.
Nie zgadzacie się z nimi, to piszcie komentarze zamiast bezmyślnego gapienia się w ekran.
P. S. Wesołych świąt wszystkim życzę.

Tag: Fantastyczne

Komentarze

  1. Jako katolik już się obawiałem, że nie wspomnisz nawet o najważniejszym w tym wszystkim, czyli Zmartwychwstaniu :-). Widzisz, przynajmniej dla mnie ten dzień jest ważny właśnie z tego powodu, że jak wierzę, jest to dzień pamiątki zmartwychwstałego Chrystusa. I nie jest ważne tutaj to, czy faktycznie akurat tego dokładnie dnia Jezus Zmartwychwstał - przecież nie świętujemy żadnych liczb, godzin, czy dni tygodnia. Chciałbym raczej świętować Zmartwychwstanie każdego dnia, a święto Wielkiej Nocy traktować analogicznie do dnia ślubu/wesela. Przecież życie małżeńskie nie kończy się w tym jednym dniu, jest to (a przynajmniej powinien być) dopiero początek Drogi do codziennego świętowania. Mimo tego, właśnie do tego dnia każdy przygotowuje się jak najlepiej może - sprzątamy, stroimy się, chcemy mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Jeśli ktoś jednak nie świętuje Wielkanocy, bo na przykład nie wierzy w Zmartwychwstanie, wtedy oczywiście nie ma takiego obowiązku, podobnie, jak osoby nie związane w żaden sposób z nowożeńcami :) Co do zabijania zwierząt i ich spożywania, to osobiście marzy mi się taka sytuacja, żeby ludzie spożywali mięso wyłącznie z okazji takich uroczystych dni - kilka razy do roku, w małych ilościach. Niestety dzisiaj dania mięsne są zdecydowanie nadużywane - nie traktujemy już ich jako posiłek odświętny. Osobiście zgodnie z katolicką tradycją zjadam wyłącznie mięso ryb ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za komentarz. Cieszę się, że zamiast patrzeć tylko niby obojętnie na to, co napisałam, zareagowałeś i też napisałeś.
    Ja patrzę na to święto trochę inaczej, bo już katoliczką nie jestem, chociaż z kościoła oficjalnie się nie wypisałam, ale czy muszę się aż wypisywać, żeby nie być katoliczką? Myślę, że nie.
    Owszem lubię Jezusa, ale nie lubię kościoła. Jego przeinaczeń. Nie wierzę w to, co mówią księża. Nie mam pewności, co do tych ryb, czy rzeczywiście Jezus je jadł i rozmnażał dla innych? Nieważne, że tak jest napisane, bo właściwie kto to napisał. Na pewno nie Jezus.
    Mnie też chodziło o codzienne świętowanie,codzienne staranie się, a nie tylko wtedy, gdy są święta. Wtedy wszyscy nagle się budzą i chcą łapać szczęście. Ja to tak widzę, a Ty możesz widzieć inaczej.
    Poza tym chyba nigdy nie lubiłam robienia wielkiego hallo, że się tak głupio wyrażę z jednego dnia. Wolę zwykłą codzienność, niż super połysk i strój. Wolę swój bałagan niż porządek. I nawet w dniu swojego ślubu wcale się nie starałam. Zaprosiłam kilku gości, założyłam spódnico-spodnie, a o godzinie 22ej zniknęłam z mężem w swoim mieszkaniu. Goście zostali z rodzicami. Sam widzisz żadnego świętowania nie znoszę. Tylko zwyczajnie życie tu i teraz. Dlatego napisałam to , co napisałam. Nie znaczy to, że w coś wierzę czy nie wierzę, chociaż to zmartwychwstanie dla mnie trochę podejrzane. Chyba za dużo się naczytałam.
    Na koniec dodam, że szanuję poglądy innych wbrew wszelkim pozorom. Lubię tylko głośno gadać, pisać o swoich poglądach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez jakoś nie umiem w święta sie cieszyc. Męczą mnie. Tworzy sie taka szopka na siłę. Przez to czuje sie przytloczona i zagubiona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W święta Bożego Narodzenia jest to samo. Zresztą teraz już wszystkie tak na mnie
      działają.

      Usuń
  4. Nie masz pojęcia, jak dobrze było przeczytać to, co napisałaś i poczuć, że nie jestem sama z moim nielubieniem Świąt Wielkanocnych. Mam bardzo zbliżone odczucia i przemyślenia na ich temat i nawet moja niechęć do tego święta zaczęła się tak samo (nadal nie wychodzę z domu w Lany Poniedziałek). Nie jestem ateistką, raczej agnostyczką, wprawdzie wychowaną w wierze katolickiej, ale z czasem odchodzącej od niej coraz bardziej i odstawianie szopki ze świętowaniem czegoś na siłę, wbrew własnym przekonaniem, przychodziło mi z coraz większym trudem. Przygotowywałam święta dla starszych członków rodziny, żeby uniknąć awantur i dąsów, ale teraz wiek i sytuacja rodzinna sprawiają, że nie muszę się już liczyć z niczyim zdaniem. A Stwórcę naprawdę można kochać i bez pośredników, i bez obrzędów. Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypadkowo, po latach dokładnie tydzień przed tymi dniami trafiłam na twój wpis i naprawdę odnoszę wrażenie jakbym sama to pisała. W dzieciństwie oczywiście lubiłam przez jakiś czas święta, wychowałam się w tradycyjnej katolickiej rodzinie i jakoś tak to się przyjęło. Święta kojarzyły mi się przede wszystkim z prezentami. W Boże Narodzenie przynosił je Mikołaj, na Wielkanoc zajączek i tak się przyjęło. Było słodko, fajnie i cudownie. Uczyłam się kolęd, śpiewałam je. Na Wielkanoc za to zdobiłam jajeczka razem z Mamą i chodziłam ze święconką. Oczywiście czekoladowe Mikołaje oraz ich wielkanocne odpowiedniki: zające i jajeczka były na porządku dziennym xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Z biegiem czasu mała Natalka zmieniała się w coraz starszą Natalię aż obecnie dobiła do tego magicznego okresu 30+ (rocznik 1992 pozdrawia ;) ) Stopniowo coraz bardziej święta traciły dla mnie swój sens i przytłaczała mnie ta komercyjna otoczka i masowy pęd za czym ? Sama nie wiem. Nie cierpię kolejek, tłumów, spędów. Czułam się coraz bardziej jak jakieś zagubione dziecko we mgle. Ze smutkiem i z przerażeniem patrzyłam na wyrzucane na śmietnik jedzenie. To stało się normą w dniach takich jak 27, 28 grudnia oraz wtorek, środa po Wielkanocy. Sam wymiar duchowy świąt rozumiem (jestem osobą wierzącą w Boga, ochrzczoną lecz nie praktyjującą mającą uraz do księży i instytucji kościoła patrząc na to chłodnym okiem przez pryzmat wielu wydarzeń). Nie lubię też wszelkiego przepychu i obchodzenia czegoś „z hukiem i pompą”. Mega irytują mnie petardy w Sylwestra, orszaki trzech króli, klaksony ślubne oraz ten nieszczęsny dyngus. Przez wiele lat doświadczałam tego, nie raz oberwałam wiadrem zimnej wody i nabawiłam się przez to przeziębienia. Tradycja ? Idiotyzm a do tego szkodliwy dla zdrowia. Nie rozumiem tych wszystkich „obrzędów”.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie można tak zwyczajnie swojej „świątecznej radości” trzymać w sercu, świętować kulturalnie i szczęśliwie w gronie swoich bliskich tylko koniecznie trzeba urządzać pokazówki uciążliwe dla wszystkich ? Na koniec napiszę o tym w jaki sposób staram się uciec od tej całej świątecznej gorączki żeby nie zwariować. Od paru lat mieszkam sama, „na swoim” (powiedzmy ;) ) mieszkaniu. Wyprowadziłam się z rodzinnego domu i tak dość późno ale spowodowane to było kilkoma czynnikami. W każdym razie jak co roku przyjeżdżam do Mamy i wspólnie z Nią spędzam ten czas. Nie robię żadnych gorączkowych przygotowań i mocno przekonuję do tego samego Mamę. Do kościoła idę. Na moment, sama. Wtedy kiedy nie ma mszy. W ciszy w cztery oczy rozmawiam z Bogiem, modlę się jakieś 10 minut. Uważam że takie 10 minut szczerej modlitwy (nawet niekoniecznie w kościele, ale lubię tę ciszę i architekturę Baroku) ma zdecydowanie większą wartość niż ponad godzinne msze ociekające hejtem, politykowaniem księdza fałszującymi babciami i dziadkami, otoczeniem kaszlącego i smarkającego tłumu oraz płaczącymi dziećmi. Po prostu w ciszy rozmawiam z Bogiem i po skończonej rozmowie wychodzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zjadam symboliczne śniadanie: jajko (jako wegetarianka jaja i nabiał spożywam, jednak niezbyt często), później kawałek babki, odrobinę sałatki jarzynowej, trochę surówki, kromeczkę chleba i tyle wystarczy. Trochę porozmawiamy z Mamą, oddam się lekturze książki, obejrzę jakiś film, popiszę ze znajomymi i tak ogólnie relax i chillout. Jeśli zadzwoni telefon i ciotka zapowie swoją wizytę plan jest jeden: ewakuacja na spacer. Mama na szczęście to rozumie i nie ma nic przeciwko, choć pewnie wolała by gdybym choć chwilę spędziła z rodziną. Ja jednak jestem innego zdania. Nie mam ochoty wysłuchiwać jak zwykle tych samych pytań: kiedy wreszcie znajdę faceta i wezmę ślub (a czy mam jakikolwiek obowiązek ? Czy jest przymus ?), jak ja mogę sobie tak marnować życie ? (Ciocia nie potrafi zrozumieć że mam dwie prace w których doskonale się odnajduję i realizuję), dlaczego jestem vege i jak to można nie jeść mięsa (na tej samej zasadzie ja mogę zapytać jak tak można zjadać świnie ?) i ogólnie wysłuchiwać godzinnych plotek o tym kto z kim co kiedy a kto znowu wziął ślub a kto się rozwiódł. Idę na spacer najlepiej w jakieś zaciszne odludne miejsce (w rodzinnej małej miejscowości nie trudno takie znaleźć, to akurat jeden z niewielu plusów prowincji ;) ) posłuchać śpiewu ptaków, pooglądać przyrodę. Wieczorem kiedy jest już po wszystkim, przy lampce wina obejrzę jakiś film i idę spać. Drugi dzień analogicznie podobnie, może poza spacerem. Dla bezpieczeństwa wolę sobie zrobić lockdown i zostać w domu, żeby nie zostać oblana wodą z wiadra przez jakiegoś „tradycjonalistę” . Choć na szczęście mam wrażenie, że „samców Alfa” z wiadrami w kwietniu i z petardami w grudniu jest jakby coraz mniej. Może w końcu zmierzamy do zachodniej cywilizacji :) Wszystkim (zarówno świętującym jak i nie świętującym) życzę dużo wiosennego ciepła, pozytywnej energii i przede wszystkim wzajemnego szanowania samych siebie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty