Książki na półce czyli dylematy czytelników i bibliotekarzy.

Dawno, dawno temu poszłam do biblioteki i wypożyczyłam parę książek. Zrobiłam tak bo jednak mój plan napadu na księgarnię się nie udał i musiałam się zadowolić tym co było pod ręką czyli osiedlową biblioteką. Oczywiście nie kradłam, nie groziłam nikomu wypożyczonym z teatru pistoletem, ale grzecznie weszłam do środka i wyraziłam chęć korzystania ze zbiorów tej biblioteki.
Dali mi taką karteczkę do wypełnienia, na której napisałam wszystkie swoje dane 
i potwierdziłam podpisem znajomość regulaminu, chociaż nikt mi tego regulaminu nie pokazał.
Pani powiedziała mi tylko, ile mogę sobie zabrać książek do domu i na jak długo. Poinformowała mnie również, że książki można sobie przedłużyć, nie tylko przychodząc 
z nimi do biblioteki, ale również telefonicznie. Dodała jeszcze coś o dobrowolnych składkach na książki tak sugestywnie, że z litości na biblioteczną biedę, dałam jej 5zł. Potem przyniosłam jej nawet parę swoich niepotrzebnych książek. 
Niestety później, gdy byłam już dobrym i stałym czytelnikiem, zaczęłam dłużej trzymać książki. Miałam trochę innych zajęć np. niezwykle wciągające rozmowy z Feliksem i zamiast oddać książki po miesiącu, co miesiąc je przedłużałam przez pół roku. Tyle trwała cierpliwość pań bibliotekarek.


W końcu cierpliwość każdego kiedyś się kończy. Chyba, że jest to superman, superwoman, anioł całkiem bezpłciowy, android. Być może oni mają tej cierpliwości trochę więcej. Pewności mieć nie mogę, bo ich osobiście nie znam.
W każdym razie bibliotekarki nie należały do żadnego z tych gatunków. Były zwyczajnymi ludźmi, kobietami zapewne obarczonymi dziećmi i upierdliwymi mężami i z tego powodu były takie, a nie inne. Trudno przecież być wyrozumiałym dla innych, jeśli ci inni wcale dla ciebie nie są wyrozumiali.
Jakie to bardzo trudne sama się przekonałam.
Wróćmy jednak do początku.
Zadzwoniłam do biblioteki i poprosiłam o przedłużenie książek.
Pani o miłym młodym głosie zaraz odparła, że oczywiście książki przedłuży. Potem zapadła cisza. Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam:
- Ale pani te książki trzyma pół roku. - I co z tego, pomyślałam. Jednak nic nie powiedziałam, cierpliwie czekając na ciąg dalszy tej mądrej wypowiedzi.
- Zgodnie z regulaminem mogę pani przedłużać książki nie dłużej niż przez pół roku.
Ciekawe, był jakiś regulamin, o którym nic nie wiedziałam. Zaraz postanowiłam, że przejdę się do biblioteki, żeby poznać regulamin tzn. zajrzę tam w najbliższym wolnym czasie.
Pani tymczasem mówiła dalej.
- Jeszcze pani przedłużę te książki do października, a potem proszę oddać.
Oczywiście, niby po co miałam bym je trzymać u siebie w domu. W tym momencie dopiero zdałam sobie sprawę, że trochę przesadziłam z tym trzymaniem. Coś tam owszem przeczytałam, ale było też coś czego już przeczytać nie mogłam i czego już pewnie i tak nie przeczytam.
Niestety z książkami jest podobnie jak z ciastkami. Wiedzą o tym wszyscy książkoholicy tacy jak ja.
Zjadasz wzrokiem jak ciastko, gdy jesteś głodny\ głodna. Później się okazuje, że twój brzuch i cała reszta zjeść tego nie może. W przypadku książek, jakby ktoś tego nie wiedział, patrzysz i myślisz, że od razu wszystko przeczytasz. Dopiero potem wychodzi na jaw przykra prawda. Zwyczajnie masz tego wszystkiego za dużo. Nie jesteś w stanie tego przeczytać, przynajmniej nie w tak krótkim czasie jak miesiąc. Zaczynasz to, co masz przedłużać prawie w nieskończoność.
Na szczęście są jeszcze na tym świecie dobre, rzetelne bibliotekarki. Takie z pewnością otworzą ci oczy na twoją głupotę.
Mimo wszystko sprawa regulaminu i długości wypożyczania książek bardzo mnie zaintrygowała. Jest coś o czym nie wiem, coś o czym powinnam wiedzieć. Powinnam to wiedzieć od samego początku jak się tam zapisywałam. Dlaczego nie wiedziałam? Zwyczajnie nie zapytałam. Nie myślałam.
Podpisałam karteluszkę jak ostatni analfabeta, nie czytając jej treści. Nawet nie wiedziałam, że podpisuję się pod ,,znam regulamin,,. Czy naprawdę się pod tym podpisałam, a regulaminu nie znałam? Czysta głupota. Niestety czasami się zdarza.
Poszłam więc do biblioteki i zapytałam o odpowiedni punkt regulaminu dotyczący przedłużania. Myślałam, że będzie coś takiego: ,, pod groźbą kary najwyższej czyli wpisania na czarną listę czytelników zabrania się przedłużania książek przez okres dłuższy niż pół roku,,.
Nie było czegoś takiego. Tylko o tym, że nie wolno książek przetrzymywać i na żądanie biblioteki trzeba je pokazać. Gdy zapytałam panie, aż dwie były, co wiedzą o zbyt długim przedłużaniu i karach za ten wyczyn, nie wiedziały i jak na złość nie miały się kogo zapytać. Ta, jak się domyślam główna bibliotekarka, która ze mną rozmawiała, gdzieś sobie poszła. W końcu jako szefowa może sobie chodzić, gdzie jej się podoba. Na prawdę szkoda, że jej nie było. Te, które były nie mogły nic na ten temat powiedzieć.
- Czy książki są komuś potrzebne? Czy ktoś chciał je wypożyczyć?
-  Nie, nikt.
- Dlaczego nie mogę ich dłużej przedłużać?
- Nie wiemy.
Nie było o czym rozmawiać. Zrobiłam to, co już dawno powinnam zrobić oddałam książki i żadnej już nie pożyczałam. Nie ma sensu korzystać z tej biblioteki.
Wyszłam, a panie odetchnęły z ulgą. Po co im taki jak ja czytelnik przetrzymujący książki. Nawet, jeśli tych książek nikt chce, one muszą stać na bibliotecznej półce, nie u mnie w domu.

      

Komentarze

  1. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
    sama kiedyś robiłam podobnie do czasu kiedy chciałam
    wypożyczyć konkretną pozycję a ktoś namolnie przedłużał
    i nie mogłam doczekać się książki.
    Z drugiej strony czy grozi kara czy nie - książki z biblioteki nie są naszą
    własnością - tylko nie rozumiem skąd ten foch na bibliotekę??

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się, że czasem pisze się nie to, co by się chciało. Stąd usunięty komentarz.
      W zasadzie masz rację. Punkt widzenia i punkt siedzenia bywają różne.
      Różne bywają sytuacje i różni ludzie.
      Jednocześnie do końca nie możemy być pewni, że było tak nie inaczej. Dotyczy to tej niewypożyczonej przez Ciebie książki. Pani Ci powiedziała, że ktoś ją przedłuża, a Ty jej uwierzyłaś na słowo. Nawet Ci do głowy nie przyszło, żeby zapytać kto konkretnie. Jak jest komputer w bibliotece można to sprawdzić bardzo szybko, a jak nie ma, wszystko Ci mogą wmówić. Przede wszystkim zwalą winę na czytelnika, a same mogą mieć tę książkę. Wiem, bo kiedyś pracowałam w bibliotece. Znam tę 2 stronę.
      Uwierz mi, nigdy takich książek nie traktuję jako własność i zawsze pytam, czy ktoś ich nie potrzebuje.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty