Aleksandra.

Czas na nastolatków. W końcu w bloku, w którym mieszkają emerytki Eugenia i Stanisława, są też młodzi ludzie. Podobnie w okolicy, chociaż dzielnica nowością nie błyszczy. Widać, że powstała w latach komunizmu czyli dość dawno temu.
Jacy są ci młodzi? Dokładnie, jaka jest Aleksandra? I co ją spotyka?




Nieznajoma

Aleksandra wracała ze szkoły ze zwieszoną głową, a powody tego stanu piętrzyły się w jej głowie. Ostatnie słowa nauczycielki od religii, wyjazd matki i przyjazd babki.  Ani jednego dnia w samotności i samodzielności. Jakby ktokolwiek musiał jej pilnować mimo skończonych w zeszłym miesiącu 14 lat.

Aleksandra westchnęła i skręciła do parku. Posiedzi sobie trochę, to może poczuje się lepiej i z większą chęcią wróci do domu.

Pani Zosia od religii powiedziała jej, że jest wyjątkowo przemądrzała i lepiej by było, żeby zrezygnowała z bierzmowania. Cóż z tym ostatnim Aleksandra się zgadzała, ale jak przekonać matkę, a zwłaszcza bardzo religijną babkę, że nie chce już kontynuować nauki religii?

Zamknęła oczy. Odwróciła twarz do słońca. Może jego blask odgoni złe myśli. Odetchnęła głęboko i wyobraziła sobie, że jest nad morzem. Ciepły żółty piasek i kojący szum fal.

- Zosia cię obraziła. Stara prukwa. Nie przejmuj się.
Z przyjemnej wizji wyrwały Aleksandrę ostre słowa starszej kobiety.

A ta tu po co? - pomyślała.

- Muszę z tobą porozmawiać - odparła nieznajoma jakby usłyszała myśl Aleksandry.

Aleksandra niechętnie otworzyła oczy. Zdziwiła się, widząc przed sobą młodą kobietę. Czy na pewno ona do niej mówiła?

- Ja - potwierdziła tamta.
- Kim pani jest?
- Kameleonem i wróżką.
- Znaczy się wróży pani z kart?
- Nie tylko. Z włosów też.

Nieznajoma pochyliła się nad głową Aleksandry. Zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować, już trzymała w ręku jeden z jej bujnych rudych włosów. Właśnie rudych. Nie czarnych ani blond ani nawet myszowatych, jakie mają jej koleżanki i dzięki temu nigdy nie rzucają się w oczy. Nikt ich w parku nie zaczepia. Nie krzyczy za nimi: Ruda, tam na dole też jesteś ruda? I na przerwie nie chodzi za nimi,  nie ciągnie za włosy. Te inne dziewczyny mają święty spokój. Aleksandra nie.

- Co pani robi? - krzyknęła.
- Nie bój się. Nic złego. Spojrzę tylko i ci powiem, co cię czeka.
- Wcale mnie to nie interesuje. Jeszcze raz mnie pani dotknie i pożałuje.
- Dobrze, dobrze uzdrowicielko. Niezły masz charakterek, ale i tak się przydasz.

Nieznajoma chwyciła Aleksandrę za rękę. Świat nagle się skurczył i rozszerzył. Po chwili zamiast parku obie stały u podnóża dziwnej wysokiej góry z windami, schodami, ulicami, domami, innymi mniej lub bardziej znanymi Aleksandrze budowlami.

Eugenia i Stanisława.

- Mówię ci. Zniknęła na moich oczach. Jak mi Bóg miły, nie kłamię.

Eugenia dzieli się swoimi najnowszymi rewelacjami jak zwykle ze swoją blokową koleżanką Stanisławą. Obie panie bardzo lubią zająć sobie wolny czas plotkami. 

- Ciekawe, co na to matka Aleksandry? - ciekawi się Stanisława.
- Niby co? Ona przecież w szpitalu siedzi. Wariatów pilnuje. Jeszcze nie wie, że córka jej zniknęła.
- To będzie zaskoczona.

Stanisława zaciera ręce z radości. Ekscytują ją takie zdarzenia. Zapomina dzięki nim o samotności. Nuda przestaje ją dręczyć. Życie staje się znów interesujące.

Schody.

- Wstrętna babo, gdzie mnie zaprowadziłaś - krzyczy Aleksandra i wali kobietę pięściami, ale tylko przez chwilę. Tamta w pewnym momencie oddaje jej ciosy jednym celnym uderzeniem prądu.

Aleksandra kuli się z bólu. Płacze.

- Teraz już wiesz, że ze mną nie ma takich numerów. Zero agresji. Tylko posłuszeństwo. Zrozumiałaś?

Aleksandra milczy. Kobieta wyciąga rękę. Rozstawia palce i znów razi ją prądem.

- Pytam się czy zrozumiałaś?
- Tak.
- W takim razie idziemy na górę.

Aleksandra z trudem się podnosi. Idzie za kobietą po schodach. Niekończących się jak się niedługo okaże. Męczących. Jakimś cudem sprawiających, że Aleksandrze przybywa lat. Już nie jest nastolatką, ale dojrzałą kobietą. Kilka pięter wyżej staruszką. Wypadają jej włosy. Skóra się marszczy. Nogi coraz szybciej się męczą. Palce u rąk wyginają jakby Aleksandra cierpiała na chorobę stawów lub kości. Kręgosłup pochyla się do przodu. Oddech przychodzi z coraz większym trudem.

Ile już stopni minęło? - zastanawia się Aleksandra. - Jak długo jeszcze będziemy tak iść? I czy gdybym się wróciła, znów bym była młoda?

- Nawet o tym nie myśl - ostrzega ją kobieta, która się nie zmienia. Nadal wygląda świeżo i pięknie. Widać, że wspinaczka po schodach na nią nie działa.

- Magia, co? - uśmiecha się do Aleksandry. - Ty też się taka staniesz jak będziesz posłuszna.

Aleksandra chciałaby coś powiedzieć, ale się boi. Poza tym dźwiga na sobie zbyt wielkie zmęczenie. Teraz już rozumie swoich dziadków. Ich wieczne narzekania, chodzenie po lekarzach, wydawanie pieniędzy na leki. Jeśli uda się jej wrócić, przeprosi ich za swoje wszystkie złe słowa, którymi w nich rzucała, za miny i zachowanie. Przeprosi, że im nigdy nie pomagała. Zmieni się. Będzie lepsza. 

Kobieta się śmieje. 

- Nie będzie już dla ciebie żadnego będzie. Tylko tu i teraz.

Eugenia i Stanisława

Obie pełne ekscytacji obserwują przez uchylone okno babkę Aleksandry Teresę. Właśnie wraca ze szkoły, o czym mówi spotkanej po drodze Florentynie. 

- Nie ma jej. Nie wiem, co robić. Jak jej matka wróci będzie zła.
Teresa nie potrafi powstrzymać płynących po policzkach łez.

- Dzwoniła pani na policję? - pyta Florentyna.
- Tak. Powiedzieli mi, że zajmą się sprawą jak się nie pojawi przez najbliższe 24 godziny. Rozumie pani, 24 godziny? Bo ona przecież może siedzieć sobie gdzieś albo bawić się w najlepsze z kolegami. A jak ją porwali.

- Może nie jest tak źle. Może naprawdę gdzieś siedzi i się bawi i dlatego wyłączyła komórkę. Nigdy się jej wcześniej to nie zdarzało?

Na nic się zdają pocieszenia Florentyny, Teresa coraz bardziej płacze. Przez to mówi z coraz większym trudem.

- Nie.

- Chce pani poszukamy jej razem - proponuje Florentyna. - Najpierw pójdziemy do jej najlepszej koleżanki.
- Do Jagody już dzwoniłam nic nie wie. Ostatni raz widziała ją w szkole jak większość koleżanek.
- W takim razie najpierw pójdziemy do mnie. Wypije pani herbatę. Uspokoi się i wtedy z łatwością znajdziemy rozwiązanie.

Florentyna obejmuje Teresę ramieniem. Prowadzi ją do siebie.

Eugenia wzdycha. Za nią Stanisława. Jak zwykle Florentyna zabrała im sprzed nosa okazję na  ciekawe widowisko.

Zegar

Aleksandra już nie może iść dalej. Pada. Kobieta krzyczy na nią. Chyba jej grozi, lecz na Aleksandrze nie robi to wrażenia. Już nie ma sił, żeby się podnieść.

- Umieram - szepcze, bo inaczej nie może mówić.
- Umieraj. Umrzesz stara. Urodzisz się młoda i świeża. Wtedy najlepiej się przydasz.

Kobieta ją kopie jakby chciała przyspieszyć proces umierania. Spycha swoim długim butem na trawę obok schodów. Potem się odwraca. Czeka na śmierć Aleksandry i to jej pierwszy i ostatni błąd.

Aleksandra dostrzega w trawie czerwony budzik taki jak ten, który stoi u niej na półce przy łóżku. Resztkami sił chwyta go. Przesuwa wskazówkę z godziny drugiej na pierwszą. 

I nagle świat się zwęża, rozszerza, kręci się.

Aleksandra znów wraca ze szkoły ze zwieszoną głową. Znów czuje smutek z powodu słów pani od religii, z powodu wyjazdu matki i przyjazdu babki. Znów skręca do parku, żeby chwilę odpocząć, zanim wróci do domu. Inny jest tylko kamień, o który się potyka. Pada twarzą na chodnik. Wali głową o jego twardą powierzchnię. Rozdziera spodnie na kolanie. W dodatku swoje ulubione. Szkło na komórce pęka. Gdy w końcu Aleksandra się podnosi, już nie czuje ochoty do siedzenia w parku. Kobieta kameleon odchodzi z niczym. Tym razem nic nie udało się jej złowić, żadnego zdolnego magicznie człowieka, który mógłby zostać jej niewolnikiem.

Eugenia i Stanisława

W milczeniu jedzą ciasto czekoladowe kupione przez Stanisławę.

- Chyba mi się coś śniło - przerywa milczenie Eugenia.
- Co? - ciekawi się Stanisława.
- Coś jakby o naszej małej uzdrowicielce Aleksandrze.
- Mnie chyba też się śniła.

Eugenia się krzywi. Dlaczego Stanisława zawsze musi ją papugować.


P. S. Czy to już na pewno koniec? Czy kobieta kameleon jeszcze się pojawi? I czy chcecie ciągu dalszego tej historii? 
  


 


 





  

Komentarze

  1. Prawie jak regresja,.. :) moj najmlodszy syn tez pisze takie opowiadania, ale tylko do szuflady, a wlasciwie do komputera..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra jakość opowiadania czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie pisze na blogu. Ja bym poczytała.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty