Różowy wytrych.
Leży przy drzwiach w pokoju-więzieniu Filipa. Czy to kolejna iluzja magicznego guzika? Filip patrzy i nie wie, wierzyć, nie wierzyć, spać dalej, a może podejść bliżej? Wziąć do ręki, poczuć ciężar metalu? Przekręcić w zamku?
Miejsce: Świat po śmierci.
Czas: Nieokreślony.
Bohaterowie: Filip - nie do końca wampir, Wiktor - na pewno wampir, Zenona - kobieta z piękną twarzą i brudną duszą, Bezimienny - bratosiostra Zenony lub siostrobrat zależy z jakiej patrzysz strony.
Dialog 1.
Miejsce: Magiczny guzik i jego okolice.
Przez umysł Filipa przepływają myśli. Słyszymy je jak pogłos studni. Chociaż równie dobrze mogą docierać z innego pustego miejsca.
Filip: Nie wierzę. Już nie. Po domu Pana Losu mam prawo nie wierzyć. Nie chcę. Zobaczę tylko jaki jest w dotyku. Potrzymam przez chwilę. W końcu to do niczego nie zobowiązuje, a jeśli tak? Jeśli będę musiał zaraz potem coś zrobić? Coś konkretnego. Czy uda mi się uciec z powrotem do łóżka? Uciec w sen? Ech, ciągle śpię. I po co? Tracę tu jedynie czas. Nawet, jeśli dotyk tego czegoś zmusi mnie do działania, warto. Z samej ciekawości. Nawet dla kolejnej iluzji. Dzięki niej zadzieje się coś innego. A może? Może jednak się wyrwę? Może tym razem ktoś naprawdę podrzucił mi wytrych? Ktoś z bardzo dziwnym gustem. Kobieta? Chyba tak. Tylko one lubią różowy kolor. I jeszcze geje. Więc, kto, kobieta czy gej?
Myśli Filipa przerywa dochodzący za drzwi szum. Jakby wiatr przesłał mu wiadomość przez szczelinę. Ciekawe, czy Guzik wie, że w jego domu istnieją szczeliny. W każdym razie obok różowego wytrychu pojawia się złożona na pół kartka. Wiadomość? Ciekawość popycha Filipa, by sprawdzić.
Kartka okazuje się listem-informacją od nieznanej Zenony. Filip czyta na głos: ,,Kochany, ty mnie nie znasz, ale ja ciebie doskonale. Obserwuję odkąd stałeś się więźniem tego paskudnego czarodzieja. Myślę o tobie. Szukam sposobów jak cię stamtąd wydostać. Wreszcie dzisiaj zrobiłam ten wytrych. Przekręć go w drzwiach. Wyjdź do mnie. Czekam z niecierpliwością, Zenona,,.
Filip ( znów myśli ): Coś takiego. Kim ona jest? Pewnie jakąś paskudną czarownicą. Kolejną, która zabierze mnie nie wiadomo, gdzie i po co. Zostać? Zignorować? Wyrzucić wytrych do kosza? Czy jednak zaryzykować i przejść?
Szybko wygrywa druga opcja. Filip pochyla się. Bierze wytrych, kawałek różowego drutu. Przekręca w drzwiach. Wychodzi na wolność.
Pierwsze wrażenie: oślepiające światło. Drugie: pole zieleni i kwiaty. Forsycje uderzające swoją żółtą barwą równie mocno jak słońce. Tulipany czerwone, żółte i niebieskie. Wielkie zielone paprocie i jakieś inne nieznane błyszczące turkusem rośliny.
Dopiero po chwili, gdy oczy Filipa przyzwyczajają się do światła, dostrzega stojącą między paprociami młodą kobietę. Wygląda jak jeszcze jeden kwiat, chociaż jej włosy i sukienka wcale nie są kolorowe. Proste, zwyczajne, popielate i biała letnia suknia.
Filip ( mówi do siebie ): Piękna fatamorgana.
Zenona ( oburza się ): Nie jestem złudzeniem.
Filip ( znów do siebie ): Jeśli to ty Guziku, to ci się udało.
Zenona uderza Filipa w twarz.
Filip: Ałł, dlaczego? Wcale nie musisz być taka doskonała?
Zenona: Nadal nie wierzysz, że istnieję?
Filip ( osłania się przed kolejnym ewentualnym ciosem ): Wierzę. Naprawdę. Nie musisz mnie bić.
Zenona: Chodź ze mną.
Filip: Gdzie?
Zenona: Zobaczysz.
Zenona się odwraca i idzie. Filip chwilę się waha, zanim zaczyna iść za nią.
Dialog 2.
Miejsce: Nadal okolice guzikowego więzienia, ale z innej strony i o innej porze.
Noc. Na niebie świeci okrągły księżyc i gwiazdy. W powietrzu rozchodzi się woń kwitnących kwiatów: werbeny, kocimiętki, maciejki i jeszcze czegoś, co sprawia, że Wiktor zaczyna się oblizywać. Gdzieś w pobliżu polała się świeża, smaczna krew, której dawno już nie smakował. Krew-wspomnienie z dzieciństwa, czasów wspaniałych posiłków. Tutaj nigdy dotąd nie trafił na woń, smak, który przyprawiałby całe ciało o dreszcze.
Z krzaków naprzeciwko wyłania się człowiek w zielonym kapeluszu, wąskich zielonych spodniach, długiej koszuli w tym samym kolorze i butach martensach. Wiktor od razu zauważa, że nieznajomy nie pachnie. Trudno rozpoznać jego płeć. Równie dobrze może być kobietą jak i mężczyzną.
Gdy podchodzi bliżej, Wiktor widzi, że jedną stronę twarzy pokrywa męski zarost, a z drugiej patrzy na niego gładka kobieca skóra i pomalowane na czarno oko.
Bezimienny ( głos dobywa się z żeńskiej części twarzy ): Wiktor?
Wiktor ( zaskoczony ): Tak.
Bezimienny: Idziemy.
Wiktor ( nie rusza się ): Zaraz, zaraz, gdzie?
Bezimienny: Za zapachem.
Wiktor ( nadal nie ufa obcemu ): Nie znam cię.
Bezimienny ( głos od strony męskiej ): A chcesz poznać?
Wiktor ( boi się po raz pierwszy od dawna ): Nie.
Bezimienny ( nadal męską stroną ): To się ruszaj.
Przechodzą przez fioletowe krzaki na długą, wąską ścieżkę. W tle słychać myśli Wiktora.
Wiktor: Kim on jest? On czy ona? Czego ode mnie chce? Ten zapach. Nie mogę się skupić. Już nie wiem, kim jestem? Po co żyję? Dlaczego chodzę z tą dziwną istotą po lesie? Kogoś szukam, ale kogo?
Im ścieżka staje się szersza, im mniej drzew, a więcej trawy, słowa w głowie Wiktora rozkładają się na części. Tracą znaczenie i dla nas i dla niego.
Dialog 3.
Miejsce: Dom Zenony i Bezimiennego na Zielonej Pustyni.
Z zewnątrz wygląda jak nora kreta. Gdyby nie Zenona, Filip niczego by nie zauważył. Ot, jeszcze jedna dziura w ziemi. Dopiero z bliskiej odległości widać, że nie taka zwykła. Nie malutki otworek, przez który przechodzi małe stworzonko. Nie, to olbrzymi lej w ziemi. Kręta ścieżka prowadząca nie wiadomo jak głęboko. Powiększa się wraz z malejącym dystansem.
Filip się zatrzymuje. Nie chce iść dalej.
Zenona: Co z tobą? Boisz się?
Filip: Nie lubię studni.
Zenona: A czy to wygląda jak studnia?
Filip: Tak.
Zenona: W takim razie zamknij oczy.
Filip: Nie.
Zenona: Dobrze. Zrobimy inaczej.
Podchodzi do Filipa i dotyka palcem jego skroni jakby chciała go zabić niewidzialnym pistoletem. Przez ciało Filipa przechodzi prąd. Zabija w nim niezależność. Niszczy połączenie z mózgiem.
Zenona ( zadowolona ): Teraz naprawdę jesteś mój.
Filip ( chciałby coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wychodzą na powierzchnię bez pozwolenia Zenony, tylko myśli ): Zabiję cię.
Z innej strony i w innym czasie do leja zbliżają się Bezimienny i Wiktor. W przeciwieństwie do Filipa Wiktor się nie zatrzymuje. Nie potrafi oprzeć się ponętnej woni świeżej, smacznej krwi. Wydaje się, że tam na dole czeka na niego śnieżnobiała dziewica. Mityczne upragnione trofeum.
Podziemnym tunelem docierają wreszcie do wysokiej budowli podobnej do bloku mieszkalnego.
Autor: Jacek Yerka.
Wiktor: Tutaj mieszkasz?
Bezimienny ( śmieje się i odzywa dwugłosem damsko-męskim ): I tysiące śnieżnobiałych dziewic.
Wiktor ( nic nie mówi, ale myśli ): Zabiję cię.
Przed wejściem do budynku wita ich żółto-czerwona papuga siedząca w powieszonej na lampie klatce. Papuga ( patrzy na Bezimiennego ): Cześć Aldo, cześć Fina, cześć nieznajomy. Wiktor ( do Bezimiennego ): Jesteś Aldo i Fina? Bezimienny ( złym męskim głosem ): Nie. Papuga: Ono nazywa siebie Bezimiennym. Bezimienny ( uderza w klatkę ): Zamknij się. Papuga: Bo co? Zrobisz ze mnie rosół zamiast z kury? I tak odżyję. Tu nic nie umiera. Bezimienny ( znów uderz w klatkę ): Najpierw ci wszystkie pióra wyrwę. Papuga chce jeszcze coś powiedzieć, ale Bezimienny nie czeka. Wchodzi do budynku. Wiktora popycha do przodu unoszący się nadal w powietrzu zapach krwi. Wnętrze przypomina zwyczajną klatkę schodową w wieżowcu. Bezimienny naciska guzik windy. Po chwili drzwi się otwierają. Wiktor i Beziminny wchodzą do środka. Gaśnie światło. Winda wznosi się do góry. Dialog 4. Miejsce: Przestrzeń łącząca umysły. Widzimy jedynie ciemność. Filip: Gdzie jestem? Wiktor: Znajomy głos. Kim jesteś? Filip: A kto pyta? Wiktor: Wiktor. Filip: Znałem kiedyś takiego jednego. Polizał mnie, gdy spałem i zostałem wampirem. Wiktor: To ja. Filip ( zdziwiony ): Ty? Wiktor: Ja ciebie zrobiłem wampirem, ale jak, jeśli nie zdążyłem ugryźć? Filip: Gdzie my jesteśmy? Dlaczego nic nie widzę? Wiktor: Ja też nic nie widzę. Filip: Szedłeś za mną? Po co? Wiktor: Teraz nie za tobą. Tylko za zapachem. Filip: Jakim zapachem? Wiktor: Nie czujesz? Filip: Nie. Wiktor: I taki z ciebie wampir. Filip: Jaki? Wiktor: Niedorobiony. Filip: Masz szczęście, że cię nie widzę. Wiktor: Zabiłbyś mnie, ale to niemożliwe. Filip: Wiem. Jednak warto by było spróbować. Wiktor: Uważaj. Ja też mogę spróbować. Filip: Spróbuj. Wiktor chce podejść bliżej Filipa. Chce go złapać. Pokazać mu, gdzie raki zimują. Filip czuje jego pragnienie równie dobrze jak słyszy myśli. Wyczuwa jeszcze coś. Gdzieś zaczyna brzęczeć żarówka. Zaraz zapali się światło. Nastąpi koniec. Zniknie przestrzeń łącząca jego umysł z umysłem Wiktora. Pojawi się Zenona i winda, którą unoszą się do góry gdzieś do miejsca kaźni. Wiktor: Ciebie zabiją, a ja się najem. Zaraz, przecież twoja krew jest niesmaczna. Filip: Skąd wiesz? Nie próbowałeś. Wiktor: Ja nie. Ktoś próbował i dlatego wiem. Filip: Nie rozumiem. Wiktor: Coś mi tu nie pasuje. Jak się zapali światło, zaatakuj. Filip: Nie mogę. Zenona odebrała mi kontrolę nad ciałem. Wiktor ( cicho ): No, tak. Mogłem się domyślić. Filip: Co? Wiktor: Sam zaatakuję. Filip: Zapach ci nie przeszkodzi? Wiktor: Nie. Światło się zapala. Przestrzeń łącząca umysły ustępuje miejsca szarej windzie. Wiktor zaciska nos palcem, by nie czuć zapachu. Chwilę później zagłębia zęby w szyi Bezimiennego. P.S. Krwi jest tak dużo, że mnie zaślepia. Krzyk Bezimiennego ogłusza. Dlatego pozwólcie, że na razie się oddalę, a wrócę w bardziej stosownej chwili. Komentarze z wrażeniami po lekturze mile widziane. Część poprzednia: Wejście-wyjście-wejście Wcześniejsza: W dzielnicy ślepców nie sprzedaje się luster. |
Magiczny guzik wywołuje u mnie dość nietypowe skojarzenia, ale lepiej nie będę o tym wspominać ;) Nigdy nie pisałam dialogów, ale bardzo lubiłam dramaty, a szczególnie to, co dzieje w didaskaliach. I rozmowy.A o tym, co dzieje się między wierszami, można by napisać osobną książkę. A ludzie coraz mniej ze sobą rozmawiają. Dobrze że wchodzisz w te dialogi, bo to wcale nie taka łatwa sprawa. Ale może mnie się tak tylko wydaje. :)
OdpowiedzUsuńDobrze Ci się wydaje. To ciężka, pokręcona sprawa. Często bohaterowie się chowają po kątach. Nie chcą użyczyć swoich słów i myśli. Nie chcą współpracować. Trzeba z nich siłą wyciskać sokowirówką lub malakserem. Ile się wtedy człowiek napoci. Jest prawie jak na fitnessie z ciężarkami.
OdpowiedzUsuń