Edward.

Marzyła się jej wolność, gdy ta wydawała się niedostępna. Po udanej ucieczce, nagle dotarło do niej, że wcale nie chce być sama, a wtedy okazało się, że nie może wrócić do domu. Dlaczego? Czy tym razem się uda? O kim Wam dziś opowiem?

Autor: Fotoklimat.

 Anna.

Każdy dzień prawie każdy zaczynam lub kończę szukaniem pamiętnika Lubisłowy. Moja wewnętrzna pisarka zniknęła lecz zostawiła mi zeszyt-książkę ze szczegółowym opisem swoich perypetii. Wiem, że coś sprawia, że może przesłać jedynie spisane myśli i zdarzenia, nic poza tym. Ona sama od dawna się nie pojawia.

Wcześniej sądziłam, że bez niej nie potrafię pisać. Okazało się jednak, na szczęście, że nie miałam racji. Może nie piszę tak szybko jak kiedyś, ale piszę. Może część pomysłów uleciała mi z głowy, ale część została. Tyle, że nagle pamiętnik się gdzieś zapodział. Urwała się łączność z Lubisłową. Nie wiem, co ona robi, gdzie jest i czy nadal próbuje rozmawiać z Edwardem, facetem, którego spotkała w pociągu.

Szukając zeszytu, trafiłam na wiele zapomnianych rzeczy: nieprzeczytanych książek, starych pocztówek, opuszczonych zeszytów, porzuconych bluzek, długopisów i w końcu na nieznany, fioletowy kamień. Na pewno nie ametyst. Inny, czarodziejski. W każdym razie takie robi na mnie wrażenie. Biorę go do ręki. Siadam w fotelu i od razu w głowie pojawiają się obrazy.

Lubisłowa.

Jak pies z podkulonym ogonem wróciłam do siedzącego przy stoliku Edwarda.

- Już jesteś z powrotem? - zdziwił się, gdy mnie zobaczył.
- Nie udało się. Może musimy dłużej ze sobą rozmawiać.
- A już myślałem, że zachowam szlachetne milczenie.
- Tak bardzo lubisz milczeć?
- Nie, tylko wtedy, kiedy nie mogę, a ty?

Westchnęłam. Ze mną było podobnie. Kiedy coś stawało się niemożliwe lub niedostępne, goniłam za tym. Cierpiałam, nie mogąc schwycić. Czy bym opuściła dom, gdybym wiedziała, że mogę go opuścić? Na pewno nie. I teraz pewnie siedziałabym z Anką, popijała herbatę, oglądała film lub coś pisała. Tymczasem kręciłam się na krześle w hotelowej restauracji, a przede mną wciąż leżała niedojedzona kanapka z dżemem.

- Coś się tak zamyśliła? Edward przechylił głowę na bok jakby chciał spojrzeć na mnie z innej perspektywy.
- Tak - odparłam.
- Co tak?
- Odpowiedź na twoje pytanie.
- A jakie było?
- Nie udawaj, że już nie pamiętasz.
- Prawdę mówiąc, nie bardzo. Edward wzruszył ramionami, a ja poczułam, że zapowiada się ciężka rozmowa i chyba zbyt szybko do domu nie wrócę. 
- Masz krótką pamięć.
- Tak. To jeden z moich problemów. Mam jeszcze inne gorsze. Ogólnie inni mnie raczej nie rozumieją.
- A to ciekawe. Opowiesz mi o tym?

Edward skrzywił się, uśmiechnął i znów skrzywił. Jakby chciał mówić, a jednocześnie nie mógł. 

- Może później. Wstał z miejsca i ruszył do wyjścia z restauracji, choć nie zjadł wszystkich paluszków i nie wypił całego piwa.
- Już idziesz. Ja też poderwałam się z miejsca.
- Muszę pomyśleć.
- Może wyjdziemy na spacer? - zaproponowałam.
- Później. Odwrócił się i poszedł na górę. Zostałam sama z sobą, jedzeniem, które przestało mi smakować i wolnym, niepotrzebnym czasem.

Edward.

Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Jakby szukał na nim odpowiedzi na wiele dręczących go pytań, między innymi, czy zaufać Lubisłowie. Czy kobiecie w ogóle można ufać? Pewnie tak samo jak mężczyźnie. Znajdą się tacy, którym powierzysz wszystko, nawet własną duszę i tacy, którzy cię zniszczą. Tych drugich zdaniem Edwarda było więcej. Ich liczba z dnia na dzień się powiększała. Patrzyli, oceniali, komentowali przez dziurkę od klucza albo przez ściany i sufit. Wszędzie, gdzie się pojawił, obcy ciekawscy obserwowali, dogadywali, truli swoim jęzorem. Oczywiście, zdaniem lekarzy nikt się Edwardem nie interesował. Wszystko mu się uroiło w głowie. Zwyczajnie zwariował. Cała reszta, łącznie z jego naprawdę głupią rodziną, pozostawała normalna. Edward nie potrafił przekonać lekarzy, że się mylą. Im bardziej się starał się wyjaśnić, dlaczego zachowuje się tak nie inaczej, tym bardziej oni wmawiali mu własną wersję prawdy. A może prawda nie była jedna. Istniało ich całe mnóstwo i każdy człowiek wybierał sobie jakąś pasującą do niego. 

- I jak powiedzieć o tym Lubisłowie? - zastanawiał się Edward.
- Nie mów, jeśli masz później chorować - odezwała się Edzia, alter ego Edwarda. 
- Znów ty. Edward zerknął w wiszące obok szafy lustro. 
Edzia siedziała po drugiej stronie z kręconymi czarnymi włosami do ramion, grzywką do połowy zakrywającą oczy i pomalowanymi na różowo ustami. Ładna. Szkoda, że nieprawdziwa. 
- Nie chcesz pogadać? - zagadała do Edwarda.
- Jak to ma znaczenie, chcę, nie chcę, ty nie znikniesz dopóki nie pogadam?
- Bingo, strzał w dziesiątkę. Edzia klasnęła w dłonie i podskoczyła w miejscu jakby Edward powiedział coś niesamowicie fantastycznego.
- Dobra, co o niej myślisz? - chciał wiedzieć Edward.
- Może być. Edzia wzruszyła ramionami.
- Tylko tyle.
- A trzeba więcej?
- Chodzi o to, co przed nią ujawnić, a czego nie?
- Sam musisz zdecydować.
- Zawsze sam, a ty od czego jesteś? Od zawracania głowy?

Edzia skrzywiła się.
- Wiesz, co teraz powiedziałeś?
- Że żadnego z ciebie pożytku nie ma!
- Jak ze mnie nie ma, to z ciebie tym bardziej! Przecież jestem twoim odbiciem, niczym innym!

Jak zwykle Edzia doprowadziła Edwarda do wściekłości. Wkurzony rzucił szklanką w lustro. Edzia od razu zniknęła, a lustro pękło jakby tylko czekało na chwilę, gdy się rozsypie na kawałki i odejdzie w zapomnienie. 

Lubisłowa.

Martwię się. Minął dzień, noc, Edward się nie pojawił. Cały czas siedzi w swoim pokoju hotelowym. Czasem wydaje mi się, że uciekł przez okno, bo na moje pukanie i wołanie nie reaguje. Obiecuje sobie poczekać jeszcze jeden dzień. Potem muszę stąd odejść. Nie mam kasy, żeby tu siedzieć bez końca. Przyznam się, że liczyłam, że Edward za nas zapłaci. Czy inaczej zatrzymywalibyśmy się w tym hotelu? Chyba, że to wariat albo myślał, że w kieszeniach noszę złoto. Szkoda, że Anka nie może mi pomóc. Zaraz, chwila, mam pomysł. Rzucę do niej ten fioletowy kamień, który dziś znalazłam na drodze. Jeśli dotrze do niej, przyjedzie tu, wyciągnie mnie z kłopotów.

Anna.

Obraz się rozmazał i znikł jak wizja w telewizorze. Nie wiem, gdzie przebywa Lubisłowa i jak jej pomóc.



P. S. Pewnie pomysł na uratowanie Lubisłowy pojawi się później.
A Wy jak myślicie?



 

Komentarze

  1. Dwoje samotnych ludzi.Gadają do swoich alter.Co sie dziwić?To wina neta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kiedyś bez neta, nie gadali, nigdy do niczego?

      Usuń
  2. Najgorzej albo może nawet najlepiej poddawać wszystko w wątpliwość... A prawda to rzeczywiście bardzo subiektywne odczucie. Pomyślę za Edwardem, że ile ludzi tyle prawd. Z własnego doświadczenia wiem, że może lepiej nie zaprzątać sobie tym głowy, bo cię uznają za wariata. Ilu jest takich, co się do tego nie przyznaje? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlatego Edwarda ludzie nie rozumieją.
      Mimo wszystko warto o tym pisać :)

      Usuń
  3. "Czy kobiecie w ogóle można ufać? Pewnie tak samo jak mężczyźnie. Znajdą się tacy, którym powierzysz wszystko, nawet własną duszę i tacy, którzy cię zniszczą" - oj tak.. święta racja.

    (Super się czyta! Zaciekawiasz..)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety.
      Cieszę się bardzo i zapraszam do innych tekstów :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty