Jeden dzień z życia Szarej Myszy.


Z okazji Dnia Dziecka postanowiłam podarować Wam jedno ze swoich opowiadań. 
Może Wam się spodoba.
Dawno, dawno temu, w zupełnie innych niż teraz czasach żyła sobie z mamą i tatą pewna mała nieśmiała dziewczynka. Miała na imię Janina. To imię nigdy jej się nie podobało. Podobnie jak wiele innych rzeczy. Wczesne wstawanie rano i tylko po to, żeby zjeść znienawidzoną zupę mleczną, chodzenie do przedszkola przeważnie z tatą za rękę i wreszcie siedzenie bez końca w przedszkolu jak więzień w klatce więziennej.
To były jedynie niektóre rzeczy, które jej się nie podobały. Nie przesadzimy, mówiąc, że w zasadzie w jej życiu nic się jej nie podobało. No, może tylko słodycze, ale na pewno nie pojawiający się po nich, dość często, ból głowy lub ból zębów.
Janina mieszkała w szarym, ponurym wieżowcu z równie szarymi jak wieżowiec rodzicami i babcią.  I pewnie z powodu ogólnie panującej szarości też stała się szara, chociaż nie całkowicie. Gdzieś tam w głębokim wnętrzu Janina nie była szara. Była kolorowa jak tęcza. 
Zdarzało się czasem, że tęcza się przebijała jakimś cudem na zewnątrz, lecz szybko bladła pod wpływem krzywych spojrzeń innych ludzi.
Codziennie rano Janina myła zęby, buzię, zakładała nielubianą niebieską sukienkę, podarowaną jej przez ciocię Karolinę, białe rajstopy lub skarpetki w zależności od pory roku i oczywiście różowe majtki-koszmarki, na które naprawdę patrzeć nie mogła, ale nie miała przecież pieniędzy, żeby sobie kupić inne. Zresztą nawet, gdyby miała odpowiednią ilość gotówki, w sklepie i tak nic nie było poza samotną butelką octu. 
Gdy już to wszystko założyła, posłusznie szła do babci, która czesała jej długie jasne włosy nieujarzmione i piękne w dwie porządne zniewolone kitki z białymi sztywno wyprasowanymi kokardami.
W oczach otaczających Janinę ludzi, jej rodziców, babci, cioci i pań z przedszkola wyglądała pięknie. Tylko ona sama sobie się nie podobała i dlatego nigdy zbyt długo nie stała przed lustrem. Może, gdyby stała dłużej, zobaczyłaby swoje oczy. Całkiem nieziemskie, zmieniające barwę w zależności od oświetlenia na zielono-szarą lub morsko-zieloną czyli jakby zieleń zanurzoną w zieleni. Niestety Janina nie patrzyła na siebie. Nigdy, z żadnego powodu.
Gdy wreszcie zjawiła się w przedszkolu i dygnęła grzecznie na powitanie wszystkim paniom, czas stawał w miejscu.
Inne dzieci radośnie się bawiły grami, piłeczką, misiami, lalkami, kolorowymi klockami, książkami z obrazkami, drewnianą kolejką. 
Janina jak przy stało na prawdziwą Szarą Mysz siadała w kącie zapłakana, skulona jak mokry pies, zamknięta w sobie całkowicie. Przez ściśnięte z rozpaczy gardło nie wydobywało się żadne słowo protestu przeciwko mdłej rzeczywistości.
I tak Janina siedziała aż do pory obowiązkowego leżakowania w łóżku w posępnym milczeniu jak wszystkie inne dzieci tzn. niezupełnie tak samo, bo dzieci były przecież różne i nie wszystkie tak jak ona miały ochotę wysadzić przedszkole w powietrze.
Tego jednego dnia wszystko było takie samo jak w dniach poprzednich i następnych.
Tym razem w czasie obiadu złość Janiny nagle wybuchła i zamiast grzecznie siedzieć i jeść drugie danie, kaszę z mięsem, wzięła talerzyk w kwiatki, na którym była kasza i rzuciła nim w ścianę na przeciwko. 
Na ścianie zwykle wisiały kolorowe obrazki namalowane przez grzeczne dzieci. Teraz oprócz obrazków prezentowała się kasza i rozbite mięso.
Krzyczące dzieci nagle zamilkły. Panie przedszkolanki otworzyły buzie. 
Wszystko jakby zawisło na długą chwilę w powietrzu, nie bardzo wiedząc, gdzie dalej ruszyć.
Och, gdyby ta chwila mogła trwać wiecznie-pomyślała sobie Janina.
Niestety. Chwile mają to do siebie, że przestają szybko być chwilami. 
Mijają.Ta też nieodwołalnie minęła.
Panie wreszcie doszły do siebie po szoku, jaki przeżyły. 
Po raz pierwszy ich grzeczna Szara Mysz się zbuntowała, a dlatego, że po raz pierwszy, potraktowały ją bardzo łagodnie.
Zadzwoniły do mamy, która w tym czasie siedziała w pracy i poprosiły, by przyjechała po córkę.
Zaniepokojona mama chciała wiedzieć, co się stało. Czy jej córka nagle zachorowała?
Panie jednak szybko zaprzeczyły. Nie, nie jest chora, ale lepiej zabrać ją do domu i przez kilka dni zostawić pod opieką babci. Niech się uspokoi i dojdzie do siebie, zanim wróci z powrotem do przedszkola.
Takim cudownym sposobem Janina wróciła do domu. Była bardzo szczęśliwa i podziękowała skrzatowi mieszkającemu w szafie za pomysł, który jej podsunął, gdy zapytała, co zrobić, by znaleźć się szybko poza przedszkolem. 

To wszystko. Możliwe, że jeszcze coś kiedyś napiszę o dalszych przygodach Szarej Myszy.
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka.

Tag:Moja twórczość, opowiadanie    

Komentarze

Popularne posty