Mleczny kożuch bezsensu.

Pojawił się nie wiadomo skąd i po co. Może, żeby zagrać mi na nosie, pokazać, kto tu jest silniejszy i mądrzejszy. W każdym razie udało mu się. Połknął od razu prawie wszystkich moich bohaterów. Jedynie krociki uratowałam. Tak więc dziś właśnie one - krociki czyli krótkie formy literackie - wystąpią w głównej roli.


 Mleczny kożuch bezsensu.

Nad miastem Sensbezsens, podobnie jak u mnie, rozgościł się mleczny kożuch bezsensu. Wszystkie istoty podniosły głowy, żeby mu się przyjrzeć. Wszystkie z wyjątkiem wampirów i innych, które żyją nocą, kiedy mleczny kożuch staje się niewidoczny . Tak więc tylko dzieci nocy nie wiedziały, że się zaczęła przedwyborcza agitacja polityków Bezsensu. Po rządach partii Sensu nadszedł czas na słuszną zmianę i władzę Bezsensu.

Żeby było jasne, nikt w mieście, nie znał terminu zmiany partii. Nikt na zmianę nie czekał, a jednak, gdy pojawiał się pierwszy zwiastun, wszyscy porzucali pracę i biegli głosować na swoich faworytów w Sensie lub w Bezsensie. Nieliczni jak dzieci nocy, nie ulegali wpływom zajmującej całe niebo reklamy. Marudzili pod nosem lub czasem nawet głośno, że czekają na partię umiarkowaną, zapominając, że w Sensbezsensie nigdy taka partia nie istniała i nigdy nie powstanie. W końcu nie na próżno miasto nazywało się Sensbezsensem. Od wieków kierowały nim dwie siły: sens i bezsens. Umiarkowanie trzymało się z daleka. Chodziły słuchy, że panowało w innych pośmiertnych krainach. Być może w mitycznym niebie.

W każdym razie mleczny kożuch Bezsensu utrzymywał się przez dłuższy czas, dopóki mieszkańcy miasta nie oddali swojego głosu na tą, jedynie słuszną w tym sezonie partię. Z głosowania zwolnione zostały jedynie dzieci nocy. Nawet aspołeczne dziwaki musiały, czy chciały, czy nie, wziąć udział w wyborach. Gdyby tego nie zrobiły, zostałyby wyrzucone z miasta. Niby nic takiego, ale nigdy nie wiadomo, gdzie cię przerzucą i czy przypadkiem nie trafisz do równie mitycznego jak niebo piekła.

Po wyborach horyzont znów pokrył się czystym błękitem. Partia Bezsens, która objęła władzę, przykryła miasto mieszaniną lata, wiosny, zimy, jesieni. Każda dzielnica miała swoją ulubioną porę roku. Poza tym powyrywano trochę drzew zasadzonych przez poprzednią partię, a w ich miejscu zbudowano wysokie nowoczesne budowle.

I tak można by rzec, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie, gdyby nie dzieci nocy i dziwacy. Ci niezależnie od partii zawsze na coś narzekali. Ich wieczne dąsy dotarły jakoś na Ziemię i zainspirowały pewnego pisarza. W rezultacie powstała ambitna, choć średnio ciekawa lektura - Czekając na Godota.


Spisek przedmiotów martwych.

Spokojnie stał na plaży i czekał na swojego właściciela. Wiedział, że prędzej czy później się pojawi i zabierze go ze sobą do domu. Gdy już znajdzie się w domu, wtedy zacznie się misja, z którą go wysłali tu na Ziemię. Zbierze informacje o tym człowieku i innych ludziach. Wyśle je na swoją planetę. Tam już podejmą decyzję czy warto czy nie warto zasiedlić Ziemię. Czy właśnie tutaj rasa błękitnych znajdzie właściwe warunki do dalszego rozwoju.

Wreszcie przyszedł. Mężczyzna w średnim wieku w wytartej na łokciach szarej marynarce, przykrótkich szarych spodniach z szerokimi nogawkami, brązowej czapce z daszkiem i siwych włosach wystających spod czapki. Pochylił się nad nim i pogłaskał jak grzecznego psa.
- Piękny z ciebie okaz - pochwalił, zanim wsadził na wyniesiony z marketu wózek. Tym wózkiem zawiózł go do domu.

- Coś ty znowu przytargał - powitała ich żona mężczyzny przefarbowana na rudo grubaska.
- Nie denerwuj się kochanie. Postawię go u siebie. Nie będzie ci przeszkadzać.
- Ciekawe w którym miejscu, przecież wszystkie kąty już są zajęte.
I po co ci taki stary grat?
- Stary, ale jary. Na pewno lepszy niż twój nowoczesny telewizor.
Ostatnie słowa mężczyzna wymamrotał, bo nie chciał więcej złościć żony. Jeszcze by mu obiadu nie zrobiła.

I tak pierwszy szpieg z cywilizacji błękitnych znalazł się w domu człowieka, miłośnika staroci. Niestety nie zebrał zbyt dużo informacji, bo mężczyzna rzadko zapraszał do siebie innych ludzi.

- Przybrałeś niewłaściwą formę - stwierdził szpieg numer dwa, który pojawił się w tym samym domu w postaci niebieskiego laptopa gospodyni.
- Zobaczymy jak tobie się uda.

Czas mijał i jak się okazało nadal wiedza o ludziach była niewystarczająca. Do takiego przynajmniej wniosku doszli szpieg numer jeden i szpieg numer dwa, gdy w ich domu zjawili się następni tajni agenci błękitnych: czarny smartfon i stary zegar z kukułką. Ten ostatni stanął obok pierwszego szpiega - starego telewizora. Smartfon z kolei dotrzymał towarzystwa laptopowi.

W domu utworzyły się dwa kręgi donosicieli: stary i nowy. A poza domem u innych ludzi, jak twierdził smartfon, powstawały podobne. Liczba przedstawicieli cywilizacji błękitnych z dnia na dzień rosła i żaden z nich nie wiedział, kiedy wróci na swoją planetę, kiedy wreszcie odpocznie. 


 Inna.

W jednym ze swoich snów Marzena weszła do świata przyszłości albo świata alternatywnego. Nikt je nie powiedział jaki to świat i skąd się wziął. Nikt w ogóle nic nie mówił. Ludzie się ze sobą porozumiewali bez pomocy ust, a może się nie porozumiewali, tylko Marzena odnosiła wrażenie, że się z sobą komunikują. Odwracają się w stronę drugiej osoby i jakby mrużą oczy. Twarz pozostaje nieruchoma. Dlaczego?

Marzena rozglądała się wokół, zastanawiając się, czy gdzieś tutaj znajduje się maszyna czasu. Jeśli tak to czy uda się ją wytropić? Podejrzeć schemat budowy i sposób działania? I kogo o to zapytać w pierwszej kolejności?

- Już wiem - wpadła na pomysł. - Pójdę do biblioteki.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Żaden z dziwacznych budynków nie przypominał biblioteki. Jeden wyglądał jak parasol, drugi jak cebula, inny jak wieża Eiffla.

- Jest - ucieszyła się Marzena, gdy wreszcie na horyzoncie pojawiła się budowla-książka. Dziewczyna zaraz pomaszerowała w jej kierunku. Po drodze mijała innych, którzy też podążali w tę stronę.
- Biblioteka, biblioteka, a w niej książek cała rzeka - nuciła pod nosem Marzena melodię, która nagle wpadła jej do głowy. Jednak po wejściu do wysokiego gmachu radosny nastrój szybko pękł jak bańka mydlana. Marzena zobaczyła, że nigdzie nie ma półek z książkami. Szeroki hol wypełniały fotele w różnych kształtach. Prawie na każdym ktoś siedział z zamkniętymi, przesuwającymi się pod powiekami oczami. Niektórzy chodzili po długich bocznych korytarzach jakby zapatrzeni w pustkę bez żadnych myśli.

- Przepraszam - Marzena zaczepiła jednego z nich. - Czy to jest biblioteka?
Maszerujący korytarzem człowiek spojrzał na nią jakby coś chciał powiedzieć, lecz nie potrafił.
- Kim jesteś? Co tutaj robisz? - do Marzeny podeszła istota przypominająca robota.
- Marzena - przedstawiła się Marzena. - Szukam biblioteki.
- Nie masz czipa ani wtyczek do komputera? - zdziwił się robot.
- Nie.
- W takim razie chodź ze mną. Zaraz cię naprawimy.



P. S. To już ostatnie moje teksty przed wakacjami. Następne pojawią się we wrześniu. Wcześniej na mojej stronie na Facebooku.





 

Komentarze

  1. Bardzo przyjemnie się czytało. Lubię "Czekając na Godota" Pozdrawiam i czekam do września :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę lubisz? A Ulissesa też? A Nad Niemnem?
      Cieszę się, że na mnie poczekasz.

      Usuń
  2. Tytuł jest rewelacyjny jak i zresztą całość. Choć dla mnie wszystkie partie to Bezsens haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak dla mnie. Pamiętajmy jednak, że tu chodzi o miasto Sensbezsens, w którym istnieje sens i bezsens.

      Usuń
  3. Spisek przedmiotów martwych tak mnie jakoś nostalgicznie nastroił :) "Stos kłopotów" mi sie przypomniał i dawne czasy, gdy mnóstwo fantastyki czytałam :) Pozdrawiam!!! Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty