Wieża z tajemnic.
Już z nią rozmawiałam, choć tylko przez chwilę. Opowiedziała mi o jednym epizodzie ze swojego dzieciństwa. Obiecała drugi. Zaczęła nawet mówić, gdy nasze spotkanie dobiegło końca. Zobaczyłam jedynie zbliżające się do śpiącej istoty. Ich sylwetki ginęły w cieniu. Nie wiem kim byli? A ona?
Autor Igor Morski. |
Wieża.
Znów siedzimy z moją wewnętrzną pisarką Lubisłową u niej w pokoju. Tym razem jednak nie pamiętam jak się tu pojawiłam. Czy tak jak poprzednio szłam przez tunel? Wchodziłam po schodach na górę? Wołałam ją, a mój głos odbijał się jakby od dna studni? A może schodziłam dalej w głąb? Gdzie dokładnie znajduje się pokój, w którym sobie siedzimy?
- W wieży - wyjaśnia Lubisłowa.
- Jakiej wieży?
Myślami krążę wokół czytanej przeze mnie ,,Mrocznej wieży,, S.Kinga.
- Nie - śmieje się Lubisłowa. - Nie z książki. W wieży z mojej wyobraźni, ale nie tylko. Składają się na nią również albo przede wszystkim cegły tajemnic.
- Twoich? - pytam, choć czuję, że jest ich więcej.
- Zgadza się, więcej - Lubisłowa jak zwykle czyta w moich myślach. Nic dziwnego, przecież należy do mnie, a ja do niej. W zwykłym życiu tworzymy nierozerwalne cząstki. Tutaj jedynie dwie z pozoru inne osoby.
- Nie znam ilości tajemnic - ciągnie dalej Lubisłowa. - Ale na pewno cementują wieżę. Dzięki nim istnieje. Oddycha. Przyciąga kolejne tajemnice. Chcesz ją zobaczyć?
- Tak - kiwam głową.
- Wyjrzyj przez okno.
Wyglądam. Nie do wiary, a jednak widzę ją. Jakby odbijała się w niewidzialnym lustrze. Ogromna. Przypomina wieżę Babel, którą znam z obrazów.
- Piękna. Czy wcześniej też tutaj była?
- Tak. Nie pokazywałam ci jej, bo bardziej chciałaś poznać sekrety z mojego życia.
- A teraz powiesz coś o niej?
- Tak, ale nie o wszystkim od razu.
- Dobrze - zgadzam się, bo co mogę zrobić innego. Z Lubisłową się nie dyskutuje, gdy zaczyna swoją opowieść.
Tajemnica.
- Pamiętasz jak się skończyła nasza poprzednia rozmowa? - pyta Lubisłowa, choć dobrze wie, że nic nie zapomniałam.
- Tak. Jakieś istoty zbliżały się w mroku nocy do śpiącej nastolatki Ani.
W jednej chwili przenosimy się z Lubisłową do miejsca akcji. Patrzymy jak istoty, ludzie albo nie ludzie oświetlają twarz śpiącej. Wiem, że śni głęboko o wieży tajemnic, tej samej, którą zobaczyłam jak mi się wydawało po raz pierwszy. Mogłabym, gdybym chciała i gdyby Lubisłowa tego chciała, obejrzeć sen jak film. Jednak moja uwaga kieruje mnie na istoty. Kim są? I czego chcą od Ani? Nie pierwsza i nie ostatnia z tajemnic wieży.
Pozostający wciąż w mroku nieznani przenoszą Anię na niewidzialnych noszach przez ściany do innej, własnej rzeczywistości. Idziemy za nimi. Bez trudu pokonujemy materialną stałość blokowego betonu. Dziwię się lecz o nic nie pytam. Staram się dotrzymać kroku Lubisłowie i nie zgubić śladu obcych.
Czas się zapętla. Zawiązuje w supeł. Nie potrafię już powiedzieć ile, jak długo. Minęły sekundy, minuty, godziny, a może lata? Podobnie odczuwam odległość. Określenia blisko, daleko przestają istnieć. Miejsce, do którego trafiamy, rządzi się własnymi prawami.
Dociera do nas nienaturalnie żółte światło. Okrągłe pomieszczenie zalewają strumienie jasności ze wszystkich stron, jeśli istnieją tu strony. Obcy mimo to pozostają nadal niewidoczni. Jakby zakrywała ich przed nami chmura zamazanych kształtów.
- Blokada wzrokowa - szepcze Lubisłowa jakby się bała, że istoty mogą ją usłyszeć.
- Wiem. Widziałam coś takiego na filmie - chwalę się całkiem niepotrzebnie, bo Lubisłowa zaraz zamyka mi usta ręką.
Przed nami Ania położona w powietrzu jak na niewidzialnym łóżku. Iksy, tak zaczynam nazywać istoty, kręcą się wokół niej.
Wąchają? Badają? Oglądają? Co oni w ogóle robią? Gdy chodzą koło niej, przed nami zaczynają wirować figury geometryczne: koło, trójkąt, kwadrat, prostokąt, liczby, jakieś wzory, stożek, graniastosłup. Nie, dość. Zamykam oczy.
Lubisłowa szarpie rękaw mojej bluzki.
- Obudź się. Otwórz oczy. Patrz - krzyczy Lubisłowa i dopiero wtedy dociera do mnie hałas jakieś maszyny. Czy ktoś obok rozwala ścianę?
Przed nami widzę iksy. Całe tłumy obcych odgradzają nas od Ani i od tego, co z nią robią. Poza tym w powietrzu nadal unoszą się figury.
- Nic nie widzę - skarżę się Lubisłowie.
- Wyczuli nas albo zobaczyli i dlatego - stwierdza Lubisłowa. - Nic tu po nas.
- A ona? Trzeba ją uratować.
- Nie martw się. Nic jej nie będzie.
- Jak to?
Przenosimy się z powrotem do pokoju Lubisłowy.
- Nie rozumiem wyjaśni mi - proszę moją wewnętrzną pisarkę.
- Zaraz zrozumiesz. Zobacz.
Ciemny ekran laptopa rozjaśnia obraz miotły.
Miotła.
- A co to znów takiego? - prawie krzyczę ze zdziwienia.
- Nie widać. Miotła - śmieje się Lubisłowa.
- Ale po co? Do czego? - wciąż się dziwię.
- Proste. Pomyśl tylko.
- Żeby posprzątać bałagan w głowie Ani?
- Właśnie.
Nadal nie rozumiem. Skąd ta miotła? Kto ją dał Ani? Jak ona z niej skorzystała? Pytania jedno za drugim tłoczą się w mojej głowie. Żadna odpowiedz w laptopie się nie pojawia. Wciąż w centrum ekranu tkwi zwyczajna, niezwyczajna miotła. Zmienia kolory. Staje się czarna, biała, czerwona, pomarańczowa, żółta... Zaraz, zaraz. Zaczynam tworzyć możliwy scenariusz działania miotły.
- Wiedziałam, że sama na to wpadniesz - chwali mnie Lubisłowa. - W końcu to ty przecież byłaś tamtą nastolatką.
- Tak - przyznaję, choć Ania z przeszłości wydaje mi się całkiem nieznaną osobą. - Wyobraźnia podsunęła Ani sposób na niechcianych w głowie intruzów. Wymyśliła miotłę i nią wyczyściła swój umysł. Pozbyła się wszelkich wtyczek iksów. Jednak nie obyło się bez skutków ubocznych. Odtąd...
- Odtąd - przerywa mi Lubisłowa, bo koniec należy oczywiście do niej, nie do mnie - nie lubiła matematyki.
- Ale, ale - sprzeciwiam się - ona od początku jej nie lubiła.
- Tak. Tyle, że potem jeszcze bardziej. I jeszcze coś. Z kontaktu z iksami zostawiła sobie ...
- Co? - chciałabym wiedzieć.
- Nie pamiętasz - cieszy się Lubisłowa. - Dobrze. Opowiem ci następnym razem.
- Jak to?!
- Spotkanie nasze się skończyło. Słyszysz?
Jakby narastający szum wiatru, morza, głosów mówiących jednocześnie, zwierząt, czegoś innego? Cokolwiek się odzywa, nie pozostawia wyboru. Zabiera mnie z powrotem do mojej rzeczywistości.
P. S. Ciekawi co dalej?
Wreszcie nastąpił wtorek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dalszy ciąg, Aniu! Wiesz, że jak jestem zachwycony Lubisłowem. Zawsze ciekawe czytać osobiste wspomnienia pisarki, które ona prezentuje w taki niezwykły sposób.
Po przeczytaniu zrozumiałem, że wieża istnieje nie tylko u autorki tego tekstu. Ona jest u każdego człowieka - u kogoś więcej, u kogoś mniej. Ale nie mam u mnie wąpliwości, że ona (wieża) nigdy nie będzie skończona. Ponieważ tajemnicy nie zawsze są tajemnicami ;)
Uważam że miotła zjawi się prawie u każdego z nas, przynajmniej raz w życiu! Do "sprzątania" ;)
Bardzo będę czekał kolejnego ciąga!
Bardzo dziękuję, Anna Lubisłowa i pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za podzielenie się wrażeniami. Jak to jest z wieżą dokładnie nie wiem. Czy tylko rośnie i nigdy nie znika? A może osiąga punkt krytyczny i się rozładowuje? Kolejna tajemnica.
UsuńRównież pozdrawiam.
Lubię takie wewnętrzne dialogi, a i miotły są mi szczególnie bliskie... Pięknie ubierasz to wszystko w słowa no ale w końcu Lubisłowa więc nie ma się co dziwić. Zresztą bardzo podoba mi się to twoje alter ego i to, że u Ciebie nie jest nudno, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Cieszę się, że Ci się podoba, że Cię nudzi.
UsuńPozdrawiam.
Pewnie, że jestem ciekawa, co wydarzy się dalej? Masz rację, kiedy "Lubisłowa" pojawia się w głowie autora i prowadzi go w swoje zakamarki, nie dyskutuje się z jej przekazem, tylko zapisuje, ro co podpowie, później przyjdzie czas, na oddzielanie ziarna od plew czyt. poprawę :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, naprawdę się zaczytałam,wieża Babel zawsze działała na moją wyobraźnię, a "Mroczną Wieżę Stephena Kinga niedawno czytałam :)
A ja Mroczną Wieżę jeszcze czytam. Obecnie jetem w części 5, a przede mną 6 i 7. Obie grube. Dużo czytania.
UsuńTak. Wieża Babel jest intrygująca, a Lubisłowa często potrafi postawić na swoim i wiele ma do powiedzenia.