Dawno, dawno temu.

Nie, to nie bajka, ale nazwa czasu, do którego obie moje bohaterki chętnie by wróciły, gdyby tylko posiadały odpowiednią machinę. Domyślacie się już o które bohaterki chodzi? Tak, o dwie wciąż siedzące na ławce przed blokiem emerytki: Eugenię i Stanisławę. One przy każdej nadarzającej się okazji odkurzają swoje stare zdjęcia i wspomnienia, a młodsza od nich Florentyna zazwyczaj się śmieje z ich nostalgii. Pogardliwie mówi o niej dawno, dawno temu. Ale skąd u Florentyny taka pogarda do minionej młodości?


Eugenia i Stanisława.

Skwar obie wygania z domu i sadza w ich ulubionym miejscu na ławce przed blokiem. Uważnie obserwują każdy szczegół otoczenia, choć udają, nawet same przed sobą, że jest zbyt gorąco, żeby im się na cokolwiek chciało patrzeć.

- Kiedyś to było... - zaczyna Eugenia, bo ona zwykle zaczyna rozmowę między nimi i rozmowy wszelakie.
- Tak - potwierdza Stanisława. - Pamiętam jak jeździłam na wakacje do babci na wieś. Babcia wychodziła przed dom, żeby mnie powitać.
- Ja nie miałam tak dobrze - żali się Eugenia. - Całe wakacje tkwiłam w mieście. Tylko raz czy dwa rodzice zabrali mnie nad morze. Czyste, piękne. Nie to co dzisiaj.

- A ty wiesz jakie jest dzisiaj - wtrąciłaby Florentyna, gdyby siedziała obok, ale jej już od dawna nikt nie widział.

- O tak - znów się zgadza Stanisława. - Na wsi przez cały czas słońce piekło. Lato było latem, a wiosna wiosną.
- Szkoda, że tak mało zdjęć mam z tych czasów. Pokazałabym ci jak leżałam na plaży - wzdycha Eugenia. - Albo jak się bawię sama na podwórku przed blokiem. Wtedy większość dzieci wyjeżdżała na kolonie. Rodziców było stać, a dzisiaj, ech szkoda gadać.

- Jak szkoda gadać, to po co gadasz? - skomentowałaby Florentyna.

- Ty nie jeździłaś na kolonie? - ciekawi się Stanisława.
- Też czasami.
- Nie podobało ci się?
- Czy ja wiem? - Eugenia wzrusza ramionami. - Ty jeździłaś?
- Mnie rodzice woleli wysłać do babci.
Temat koloni zawisa w powietrzu niczym duch śmiejącej się Florentyny.
- Przyznaj się, przyznaj, że chciałaś uciec z koloni.

Florentyna.

Erast, pająk-człowiek zaprowadził ją do tego pokoju, pokoju, w którym teraz siedzi i czeka, jeszcze nie wie na kogo. Chyba na kogoś ważnego. Erast powiedział tylko, że musi z nią porozmawiać ów ktoś tajemniczy bez nazwy, bez imienia. I dlaczego bez imienia? Dlaczego Erast nie podał imienia, ani żadnego tytułu czy stopnia naukowego lub wojskowego, policyjnego, jakiegokolwiek?

Florentyna patrzy przez okno na pokryte śniegiem drzewa, jezioro skute lodem, wysokie szczyty górskie. Znalazła się w zamku królowej śniegu? Czy będzie jej musiała służyć dopóki królowa się nie znudzi i... Właśnie, co zrobi królowa, gdy już się znudzi Florentyną, zabije ją, wrzuci do więzienia? Zamiast odpowiedzi coś szeleści i z fałd niebieskiej zasłony wychodzi pająk. Florentyna wzdryga się odruchowo z obrzydzenia. Pająk ucieka po zasłonie, a ta sama się przesuwa i nagle zamiast zimowego krajobrazu Florentyna widzi i słyszy Eugenię i Stanisławę, które siedzą na ławce i wspominają stare dobre czasy.

Eugenia i Stanisława.

- Czujesz ten zimny wiatr? - Eugenia nerwowo porusza nogami jakby chciała zrzucić z siebie robaki.
- Nie - dziwi się Stanisława, do której wrażenie zimna nie dociera.
- Od razu mi się przypomina zima stulecia. Pamiętasz? 
- Tak - wachluje się chusteczką Stanisława. - Potem już nigdy nie było takiej pięknej zimy.
- Ale nie mogłaś dotrzeć do pracy i szef na ciebie krzyczał - gdzieś z głębi odzywa się Florentyna.
- Słyszałaś? - Eugenia nastawia uszu jak pies gończy. Czy to możliwe, że przed chwilą dotarł do niej głos Florentyny.
- Co? - rozgląda się Stanisława. 
- E, nic. Chyba mi się wydawało. Eugenia podnosi się z miejsca. Lepiej już sobie iść, zanim słońce do końca mózg jej wypali, bo te dziwne doznania to na pewno wina słońca.

Florentyna.

- Ładnie się bawisz. Stanął za nią nie wiadomo kiedy. Na dźwięk jego głosu aż podskoczyła ze zdziwienia.
- Stary, skurczony, a jednak bardzo groźny facet - pomyślała, gdy już na niego spojrzała.
- I tylko tyle - w dodatku czytał jej w myślach, niedobrze.
- Masz rację - przyznał. - Wtrąciłaś się. Zmieniłaś bieg zdarzeń, a ja tego nie lubię. Bardzo nie lubię. Jak myślisz, co teraz zrobię?
Nie odpowiedziała, zresztą on nie oczekiwał, że odpowie.
- Wyślę cię do czasów, których nie lubisz, a które one uwielbiają.
Długim palcem wskazał na okno, za którym wciąż trwały wspominki Eugenii i Stanisławy.
- A kim ty jesteś, żeby mnie osądzać? - burzy się Florentyna.
- Nie mam czasu na dyskusję z tobą? - mężczyzna się odwraca, a okno się otwiera. Zimny wiatr wciąga Florentynę do świata po drugiej stronie.



P. S. Ja uciekam. Nie chcę, żeby mnie też przeniosło w niechciane czasy. 
Część poprzednia: Głaszcząc pająka.

   

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty