Imiona.

Każdy jakieś posiada i albo je lubi albo nie znosi, ale toleruje, bo już się przyzwyczaił, albo używa drugiego, wymyśla inne itd. itp. Możliwości jest wiele. Zawsze coś się da zrobić z imieniem, a jak nie z imieniem to ze sposobem, w jaki reagujemy na imię. Nieważne, nie w tej chwili. Nie o tym napiszę, ale o ludziach ukrytych pod daną im przez rodziców nazwą. Jacy są, a raczej jak ich sobie wyobrażam. I nie o wszystkich, nie o wszystkim, tylko o tych i o tym, co rzuca się w oczy i co chciałoby wyjść na zewnątrz w krótkiej literackiej formie. Czyli krocików ciąg dalszy.





Aldona.

Kto dał jej takie imię? Matka czy ojciec? Ani jedno ani drugie się nie przyznaje. Zresztą można pytać tylko matkę. Ojciec rozwiał się nie wiadomo kiedy i gdzie. Zniknął jak fatamorgana na pustyni. Została matka, babka, ciotki, wujek - rodzeństwo matki, jej rodzina. Jednak żadne na pytanie o imię nie odpowiada. Wzruszają ramionami, poklepują po plecach albo zmieniają temat. 

- Masz imię jak litewska księżniczka - chwali nauczycielka od polskiego. Dobrze jej mówić, bo sama nosi zwykłe i ładne: Magda.
Tak, Aldona chciałaby być Magdą, Izą lub Kasią czy Zosią. Tyle wokół pięknych imion i tylko jej jednej dostało się dziwaczne i głupie.

W nocy, gdy już ułoży się w łóżku na prawym boku i zamknie oczy, widzi stojącą na pustyni starą zasuszoną jak śliwka kobietę w czarnym stroju. Patrzy gdzieś w dal jakby na coś czekała, a może to jakaś inna Aldona, która zamyśliła się nad swoim imieniem. Co ono znaczy i dlaczego nazwali ją tak, nie inaczej? 

Innym razem Aldona zatrzymuje się przed oknem wystawowym kwiaciarni. Patrzy na uwięzione w doniczkach kaktusy. Duże, małe, średnie, okrągłe i długie, samotne i w parze z innymi. Ile lat żyją kaktusy? Czy ktoś z nimi rozmawia? Czy noszą imiona? I dlaczego Aldonie przychodzą do głowy te wszystkie pytania?

Wiatr rozwiewa jej jasne długie włosy. I nagle otoczenie się zmienia. Zamiast ulicy, sklepów i kwiaciarni z kaktusami, piasek i niebo. Żar szczypie skórę. Aldona odkrywa, że już nie jest czternastoletnią dziewczyną, ale tajemniczą pustynną staruchą. Co się stało? Na próżno zamyka oczy, wmawiając sobie, że śpi i musi się obudzić. Krajobraz i ona w odmiennej postaci trwają. Już nie wie co jest, a co nie jest prawdziwe.


Eustachy

Jego imię znaczy owocny, obfitujący w zboże, a tymczasem on nigdy niczego nie zebrał, nie posiadał oprócz pecha, paru książek, startych dżinsów, dziurawych skarpetek, starych wyblakłych koszul. Nawet ludzie szybko od niego odchodzili. Umierali lub znikali w jakiś inny, nieznany sposób. Zawsze pozostawała nadzieja, że kiedyś wszystko się zmieni, nadejdą czasy bogatych zbiorów. Chociaż Eustachy nie bardzo wiedział jakie to będą zbiory. Czy spotka piękną, bogatą kobietę, która zostanie jego żoną, czy znajdzie grudkę złota albo wygra w totolotka? A może wszystko na raz? W końcu po latach posuchy coś mu się wreszcie należy. 

Należało się, dostał, choć niezupełnie to o czym marzył. Czarodziejskie lustro. Zabrał je ze sklepu artystycznego, w którym pracował. Lustro przyniósł jeden z klientów. Powiedział, że jest magiczne i nie wolno do niego zaglądać. Eustachy nie uwierzył. Magia dla niego nie istniała podobnie jak duchy i bóg. Lustro sobie wziął ot tak po prostu z ciekawości. Naprawdę uległ myśli, która pojawiła się zaraz po wyjściu ze sklepu dziwnego klienta. Myśl kazała mu wynieść zwierciadło i schować.

Po drodze do domu Eustachy zatrzymał się na przystanku tramwajowym. Tutaj spotkał Żanetę i Klemensa. Poszli za nim, a raczej za lustrem, które ich przyciągnęło. Przez resztę dnia i noc cała trójka stała się niewolnikami lustra.

Następnego dnia światło bijące od lustra obudziło Eustachego. Coś w środku domagało się natychmiastowej uwagi. Eustachy nie potrafił się temu sprzeciwić. Spojrzał w zwierciadło. Zobaczył piękną kobietę i pocałował ją, a ona zabrała go na drugą stronę do świata snów i magii.

Teraz Eustachy przebywa w szpitalu w stanie śpiączki, a Żaneta i Klemens wrócili do swoich domów.


Marzena.

Zawsze fascynowały ją zegary i wcale nie dlatego, że jej ojciec był zegarmistrzem. Przynosił do domu małe, duże, na rękę, na ścianę, na półkę, a Marzena siadała obok i patrzyła jak się nad nimi pochyla, z jaką cierpliwością w nich dłubie. Nie o to chodziło. Nie o pracę z zegarami. Marzenę interesował czas. Czy można go przesunąć jak wskazówki zegara: do przodu lub do tyłu? Czy można go zatrzymać? Co da się z nim zrobić? Zdaniem ojca nic. Matka się nie wypowiadała. Brat się śmiał. Nauczycielka groziła palcem - lepiej żebyś się uczyła matematyki, zamiast zadawać głupie pytania.

Kiedy po latach myśli o swoim dzieciństwie, zastanawia się, czy już wtedy czuła, że jej świat przewróci się na drugą stronę, tę nielogiczną, pozbawioną zrozumiałych zasad. Tutaj prawie wszystko przytłaczało Marzenę i tylko dzięki lekom nie pogrążyła się w chaosie, jaki niósł z sobą każdy dzień.

Nie została zegarmistrzem. Nikim nie została. Gdy skończyła szesnaście lat, jej psychika się rozpadła. Trafiła do szpitala, a tam zdiagnozowano u niej schizofrenię. Czy naprawdę była chora, czy tylko innym się tak wydawało, bo przestała do nich pasować, bo przeszła na inną stronę, słyszała i widziała więcej niż inni.

Nagle zainteresowanie czasem nabrało sensu. Gdyby znalazła sposób przeniesienia się do przeszłości, czy naprawiłabym coś, co wyrzuciło ją poza nawias społeczności? A może zostałaby na zawsze w zdrowej młodości? Chce i musi odkryć maszynę czasu, a jeśli już ją odkryje, czy będzie miała kształt zegara?



P. S. I tyle. Teraz czekam na Wasze komentarze. Jak podobali się Wam ludzie ukryci za imionami?
 
 




Komentarze

  1. A wiesz, że moja babcia miała na imię Eustachia?? nie wiesz,,, ja sama dowiedziałam się niedawno - wszyscy mówili do babci "Stasia"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie babcia nie lubiła swojego imienia i wolała Stasię.
      Dla mnie jednak Eustachia jest ładniejsza.

      Usuń
  2. Podoba mi się Twój imiennik. Znam i Aldony i Marzeny, Eustachego nie znam żadnego, a to bardzo ładne imię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aldona to imię nadawane dzieciom przez rodziców, którzy kierując się patriotyzmem po latach niewoli w dwudziestoleciu międzywojennym przyjęli zasadę nadawania dzieciom przynajmniej drugich imion słowiańskich. Najczęściej występowało to w pokoleniu moich dziadków czyli dzieci były urodzone przed wojną. Czasami ich dzieci kontynuowały tę zasadę, Aldony w mojej rodzinie są już babciami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba prawie tak jak Leokadia. Moja babcia tak miała na imię.

      Usuń
  4. Wzruszyła mnie historia Marzeny. Jak łatwo jest trafić poza nawias.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno co trzecia osoba jest chora psychicznie, a choroby takie są słabo tolerowane przez innych.

      Usuń
    2. Zauważyłam, że większość boi się swojej odrębności i wychodząc z domu, zakłada maskę. Przestałam wstydzić się siebie kiedy skończyłam szkołę, bo tam bałam się odtrącenia, a mimo starań i tak byłam nietolerowana. Rozchorowałam się na nerwicę. Może to ludzie sprawiają, że niektórzy popadają w choroby psychiczne.

      Usuń
    3. Raczej chyba psychika, która nie daje sobie rady z ludźmi.
      Szkoła nie pasuje do wrażliwców i wrażliwcy do szkoły. Tak więc choćby z tego powodu powinna się zmienić.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty