Trzy małpy.

I trzy krociki. Wyłoniły się z pustki, zajęły moją głowę siecią opowieści, zaludniły postaciami, a potem sobie poszły nie wiadomo dokąd.


Trzy małpy.

Istnieją jednocześnie w wielu światach. W jednym z nich jako małpy: Mizaru, Kikazaru, Iwazaru. Na Ziemi jako ludzie, których większość uważa za dziwaków lub szaleńców.

Mirosław to obecna wersja Mizaru. Dowiaduje się o tym jako trzydziestoletni mężczyzna w drodze do pracy, dokładnie w tramwaju, gdy na chwilę traci poczucie czasu i rzeczywistości. Za oknem trwa późna jesień, migają samochody, huczy wiatr, zimno tańczy wśród nagich drzew, ludzie spieszą się do swoich obowiązków. Nie dzieje się nic i dzieje się wszystko.

Przez resztę dnia Mirosław nie jest już tym samym , co kiedyś Mirosławem. Rośnie w nim potrzeba, żeby zmienić świat na lepsze, żeby ukarać złych ludzi, bo mówią za wiele, za dużo widzą, za dużo słyszą, jednak przede wszystkim chodzi o widzenie.

W innym mieście w podobny sposób budzi się Konrad - Kikazaru, Iwan - Iwazaru. Obaj podobnie jak Mirosław czują w sobie misję. Chcą naprawić ludzkość. 

Mirosław powoli i skutecznie pozbywa się wrogów Ziemi. Swoje ofiary oblewa kwasem solnym. Konrad odcina uszy, a Iwan języki.

Policja nie potrafi złapać przestępców. I wtedy pojawia się czwarty, nikomu nieznany. Zabija Mirosława, Konrada, Iwana. 

Ziemia trwa szczęśliwie do samego końca. W nowych światach rodzą się kolejne wersje Mizaru, Kikazaru, Iwazaru. Ich wróg - czwarty też się pojawia.


Alter ego?

Od rana Lubisłowa wpatruje się w lustro. Tak bardzo, że nawet nie zauważa, że siadam obok.
- Coś się stało? 
- Nie, nic.
Nawet nie odwraca wzroku.

- Co tam widzisz?
- Przecież mówię, że nic - złości się, więc jednak coś, żadne nic. Czy może dziś dzień złości bez powodu?
- Chociaż raz powstrzymaj swoją ciekawość - strofuje mnie.
- Dobrze, już dobrze - zgadzam się.

- To sobie idź.
- Dlaczego?
- Idź po prostu. Na co czekasz?!

Chyba powinnam, bo jeszcze trochę i Lubisłowa czymś we mnie rzuci. Mimo to nadal siedzę i patrzę na nią i na lustro. 

- Ach, zawsze wszystko zepsujesz - moja wewnętrzna pisarka odwraca się od lustra i wychodzi z pokoju.
- Czekaj, czekaj - idę za nią.
- Nawet nie potrafisz czytać w moich myślach. Wszystko muszę ci mówić.

Fakt, nie potrafię. Stoję i bezradnie gapię się na Lubisłowę. No, już niech mi mówi. 
- A może nie chcę.
- No, dobrze, nie mów - wzdycham i odwracam się.
- Żartowałam. Przecież wiesz, że wszystko ci powiem.
- Ta... - myślę sobie.

- Odkryłam swoje alter ego - oznajmia Lubisłowa, a mnie zatyka z wrażenia.
- Co takiego?
- Nazywa się Lubisława i bardziej lubi sławę niż słowa.
- I widziałaś ją w tym lustrze? - nie dowierzam, nie rozumiem i jestem oburzona, bo jak to, Lubisłowa znajduje sobie swoje alter ego, a ja staję się zbędna, wyrzucona na śmietnik.

- Nie przesadzaj - znów czyta w moich myślach. - Jedno drugiemu nie przeszkadza. Ty jesteś i ona jest alter ego.
- Nie, ja albo ona. Alter ego nie istnieje w dwóch postaciach - protestuję.
- Ktoś mu zabroni?
- Badacze świadomości mu zabronią.
- Tak, wszystkowiedzący naukowcy - Lubisłowa się odwraca jakbym to ja była naukowcem, który podważa jej tezy.
- Nie moje - protestuje Lubisłowa. - Ona mi powiedziała, ale jak wolisz się kłócić zamiast słuchać, możesz sobie iść.

- Chcę. Słucham.
- Więc, istnieje sieć naszych odpowiedników, przeciwników. Albo inaczej jesteśmy jak atom pełni małych drobnych cząstek.
- I one wszystkie alter ego? - nie mogę uwierzyć.
- Nie wiem dokładnie. Myślałam, że Lubisława mi dzisiaj powie coś więcej, ale chyba ją wystraszyłaś i nie przyszła.

Widać smutek na twarzy Lubisłowy.
- A tobie coś jeszcze powiedziała oprócz tego, że lubi sławę? I jak wygląda? Podobna do ciebie?
- Niezupełnie. Trochę inna. Bardziej pewna siebie, wygadana, pomysłowa, ciekawa.
- Ooo - śmieję się. 
- Wiem, myślisz, że przesadzam.
- No, może trochę, ale...
Przerywa mi dźwięk telefonu. Lubisłowa korzysta z tego i znika w swojej pisarskiej przestrzeni.

Autor: Edward Lear.

Słowa w Sensbezsensie.

W mieście, do którego trafiają zmarli, życie toczy się podobnie jak na Ziemi, raz wolniej, raz szybciej i podobne zachodzą w nim zmiany. Ostatnio wraz z pojawieniem się Augusty Wybitnej zmieniają się słowa z gorszych na, zdaniem Augusty, lepsze, sprawiedliwsze i równiejsze. Dzięki nim wszystkie mieszkające w Sensbezsensie kobiety powinny poczuć swoją ważność, szacunek, jaki im okazuje cała istniejąca przestrzeń. Niestety niektóre się śmieją, nie rozumieją i są nadal tępe jak dzbany i co zrobić z takimi.

Augusta myśli, myśli i znów myśli. Staje nawet na głowie, żeby się jej lepiej myślało. Niewiele to daje. Wreszcie postanawia udać się do wróżki, ale tak, żeby nikt nie widział, bo wszem i wobec ogłosiła, że wróżki głupie, a ten, kto do nich chodzi też nie za mądry. 

Wróżka Leona oczom nie wierzy, gdy widzi Augustę w męskim przebraniu. Coś takiego, czołowa ateistka, feministka, członkini ważnej partii Bezsensu przyszła do niej po radę. Gdzie to zapisać i komu powiedzieć? Nie, lepiej nikomu, lepiej udawać, że jej nie poznała, lepiej dla świętego spokoju.

Leona siada więc naprzeciwko Augusty, wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu.

- Co cię do mnie sprowadza? - pyta.
- Ach, martwi mnie, że kobiety są takie głupie, ale właściwie, że słowa są rzadko używane, znaczy się, niektóre słowa.
- Jakie słowa? - Leona z trudem panuje nad swoją powagą. Cała w środku się śmieje. Doskonale wie o jakie słowa może chodzić Auguście.
- Na przykład chirurżka, dramtużka, magisterka, minstra. Rozumie mnie pani?
- Tak - Leona pochyla głowę i zasłania twarz chustką, żeby nie wybuchnąć nagłym, niekontrolowanym chichotem. - Zaraz spojrzę w kulę, co da się zrobić.
Spoglądanie zdaje się trwać całą wieczność. Wreszcie wróżka wyciąga z szuflady coś, co przypomina kształtem i barwą zasuszony krowi bobek.
- Pójdziesz z tym na Plac Cudów i rzucisz pod nogi pierwszej istocie, którą tam zobaczysz.

Augusta idzie, bo co ma do stracenia? Nic. A do zyskania? Wszystko. Rzuca dziwny przedmiot pod nogi przechodzącej przez Plac Cudów znanej dziennikarki Agaty Ciekawskiej i celnie trafia. W kobiecą złość.

Burza wokół Augusty i Agaty trwa przez czas nieokreślony jak wszystko w Sensbezsensie. Słowa też trwają tyle ile mają trwać. 


P. S. Zamurowało mnie. Zwłaszcza ten ostatni krocik. A jak z Waszymi uczuciami?  

 
    

Komentarze

  1. Intryguje mnie zawsze to, w jaki sposób dopierasz imiona swoim bohaterom. A krociki? Ostatni podoba mi się najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najczęściej wybieram je intuicyjnie. Jednak nie ukrywam, że najbardziej lubię imiona słowiańskie.
      Cieszę się, że podobają Ci się moje krociki.

      Usuń
  2. Kobieca złość- skąd ja to znam? Robimy próby, co mamy do stracenia? Albo, albo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej strony męska złość. Czy nie jest gorsza? Bardziej mściwa?

      Usuń
  3. Wszystkie trzy krociki to perełki. Ten o alter ego mi się podoba. A ostatni - klasa! I choć ja nie zwracam zupełnie uwagi na feminatywy (dla mnie roztrząsanie tego to absolutna strata czasu, bo uważam, że są na świecie ważniejsze sprawy), to tutaj oddałaś celny strzał - w złość. Dziwią mnie zajadłe i zaciekłe spory, toczące się wokół tej kwestii i ta złość, która z nich wypływa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety sama jej uległam i stąd ten krocik. Tylko tyle, że mi przeszło. Ochłonęłam i zdałam sobie sprawę, że to nieważne i dlatego koniec jest taki nie inny.

      Usuń
  4. Codziennie jesteśmy inni, bo codziennie się zmieniamy. Każdego dnia jesteśmy kimś innym. Patrzymy w lustro i przestajemy się poznawać. Widzimy z siebie z przyszłości być może. Z dalekiej przyszłości .

    Piękny tekst Lubisłowo. Rewelacja. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się tekst spodobał.
      To, prawda każdego dnia coś się w nas zmienia, ale niezależnie od tego są w nas części,
      których nie znamy. Być może taki ciąg, sieć alter ego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty