Czekając.

Czy Wam to słowo też kojarzy się z Godotem? Wszyscy czekają, a on nie nadchodzi. Może wcale nie istnieje. Jedynie nadzieja zmusza ludzi do czekania. Czy nie lepiej by było jakby się ruszyli, zamiast tak stać i czekać? Do czego zmierzam? O kim chcę napisać?


Autor obrazu: Jacek Yerka. 

Eugenia i Stanisława.
 
Nadeszła jesień. Jeszcze słoneczna, ciepła, miła, więc obie siedzą na ławce przed blokiem. Grzeją się jak koty w promieniach słońca.
 
- Widziałaś wczoraj jak zabierali Elę spod piątki? - zagaduje Stanisława. 
- Co miałam nie widzieć. Tyle hałasu narobili, a potem stali i stali. Nie odjeżdżali. 
- Dzwonili do różnych szpitali i żaden nie chciał jej przyjąć. I w końcu umarła - wzdycha Stanisława, myślami wybiegając do swojej śmierci. Jaka będzie? Czy też przyjdzie jej zejść z tego świata w karetce?
- Prawdę mówił mój bratanek, że teraz nawet do szpitala nie wszystkich przyjmują.
- Może mają za dużo chorych?
- Akurat - Eugenia jak zwykle wszystko wie lepiej. - Boją się, że ich ktoś zarazi. W naszej przychodni też tylko na telefon.
- A wiesz, że nasza Miłka wróciła - szybko zmienia temat Stanisława jakby się bała dłuższej rozmowy o szpitalach i poradniach.
- Wiem, sama ci przecież mówiłam dwa dni temu. Może zacznij coś brać na pamięć.
 
Kąśliwa uwaga wywołuję pełną napięcia ciszę. Porażony ciszą narrator ucieka w stronę obgadywanej bohaterki.
 
Radomiła.
 
Kazimierz nie wrócił ani tego dnia, ani następnego.
 
- Co się z nim stało? - z nerwów Radomiła zaczęła mówić sama do siebie i kręcić się w kółko po mieszkaniu.
 
Dzwoniła do niego co kilka minut. Długi sygnał, a potem cisza. Czy Kazimierz był tam po drugiej stronie i nie chciał rozmawiać? Nie mógł? I dlaczego? Co ona powinna zrobić, żeby Kazimierz wrócił do domu?
 
Zmęczona pytaniami Radomiła padała na fotel, łóżko, taboret w kuchni. Zaciskała zęby, zamykała oczy i próbowała przestać myśleć. Myśli jednak nie dawały się odgonić. Otaczały ją, szarpały, krzyczały, wciskały się w każdy kąt ciała. Jedna z nich znów przypomniała sen o Teo, odrzuconym kochanku, który groził zemstą. 
 
- Nie to niemożliwe - Radomiła znów podniosła się z miejsca, tym razem próbując zagłuszyć myśli przestawianiem garnków w kuchni. Może zrobi ulubioną przez Kazimierza zupę pomidorową i to jakimś cudem sprowadzi go do domu?
 
Eugenia i Stanisława.
 
- Na co ona właściwie umarła? - odzywa się Stanisława, jakby po dłuższej przerwie doszła do wniosku, że strawi jakoś ostatnie słowa Eugenii, ale braku wiedzy o przyczynach śmierci Eli już nie przełknie.
- Wiem tyle, co ty. Ela miała raka. Wyznaczono jej termin operacji, a wczoraj dostała gorączki.
- Może to jednak wirus? - przeraziła się Stanisława.
- E, tam - Eugenia machnęła ręką jakby chciała  trzasnąć Stanisławę. Na wszelki wypadek Stanisława się odsunęła.
- Pójdę już. Obiad muszę zrobić.
Eugenia nie zareagowała. Narrator znów się oddalił.
 
Radomiła.
 
Gdy kolejny pomidor wypadł jej z ręki, dała sobie spokój. Nie zrobi zupy, niczego nie zrobi. Weźmie lek na uspokojenie. Nie jeden, dwa od razu. Położy się, odpocznie i wszystko samo się ułoży. I wtedy zadzwonił telefon. Numer niezapisany. Może to ktoś ze szpitala, żeby jej powiedzieć, że Kazimierz miał wypadek albo z policji, że nie żyje.
 
- Cześć, wpadniesz do mnie? Podam ci adres - Patryk, facet z którym kochała się dwa razy. Ten ostatni raz w samochodzie nie należał do udanych. 
- W domu? 
- A co znów byś chciała w moim wozie? - śmieje się Patryk.
- Nic bym nie chciała. Mam pro ... - Radomiła urywa, bo nagle zdaje sobie sprawę, że może tylko seks poukłada jej w głowie, sprawi, że znajdzie rozwiązanie obecnej sytuacji i przywróci Kazimierza.

Kilkadziesiąt chwil później już nie ma wątpliwości. Nikt i nic nie odda jej Kazimierza. Zaciska zęby, żeby się nie rozpłakać, gdy Patryk gniecie jej ciało rękami, wciska się w nią od tyłu i pcha na ścianę wynajmowanego pokoju. Rozkosz nie nadchodzi. Zapomnienie się nie pojawia. Tylko ciężar w sercu staje się większy. Radomiła krzyczy, mając nadzieję, że chociaż to sprawi jej ulgę. Patryk kończy z uśmiechem na twarzy. Pewnie myśli, że przeżyła atomowy orgazm. Nie widzi jak bardzo Radomiła jest nieszczęśliwa.

Narrator ucieka zniesmaczony brakiem moralności głównej bohaterki.

P. S. Wy też czujecie się zniesmaczeni? I co można robić, czekając? Czy macie na czekanie swoje sposoby?
Część poprzednia: Ciemny zaułek miłości.
 
   

 
 
 
 
 























Komentarze

  1. Zupa pomidorowa (koniecznie z makaronem) i dla mnie jest argumentem, wobec którego wszelkie animozje i powody cichych godzin tracą na znaczeniu. Kazimierz jednak okazał się bardziej odpornym na zanęty. A może po prostu przejrzał na oczy i zrozumiał, że Radomiła bywa miła nie tylko dla niego? Swoją drogą niedziwna z niej kobieta, a desperat. Nie osadzajcie jej. Jej moralność nie powinna zniesmaczać narratora, powinna wzbudzić wspólczucie, może litość? może wyciągniętą dłoń?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Januszu, cieszę się, że jej tak źle jak mój narrator nie oceniasz. Zagubiona jest ta moja bohaterka i nieszczęśliwa bardzo.
      A ja też lubię zupę pomidorową bardzo.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Każdy ma swoje własne zupy pomidorowe. Czy desperacja jest najgorszą przywarą? za co ja tak uwielbiam te dwie plotkary?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest Ireno. Są gorsze rzeczy. Choćby obecna wiara w to, że człowiek, który obok ciebie
      stanie bez maski, może cię czymś zarazić, mimo tego, że nie kicha i nie kaszle. Stoi sobie i oddycha. Nawet nie stoi blisko. Nie dotyka cię, a ty jednak już widzisz wokół niego zarazki.
      Czy to nie jest straszne i co jeszcze zrobi z nami ta wiara?
      Za co je lubisz, to już sama musisz sobie odpowiedzieć. Ja czasem mam ich dość.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Na kłębek niespokojnych emocji nawijana jest obawa i niepewność. Chyba jest wątkiem i osnową jednocześnie. Jest tematem głównym i pobocznym, jest... kurka, tak czuję...
    Intrygujące szkice...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może z czasem kłębek się rozwinie i powstanie znośna szata? Może.
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Wiesz, kiedy przeczytałem po raz pierwszy, to pomyślałem sobie - biedna. Biedna ta bohaterka, która pogubiła się w czekaniu. Czekanie ma bowiem to do siebie, ze trzeba upewniać się, na co tak właściwie przeznacza się czas i własne myśli. Nie dziwi mnie zatem to, co zrobiła. Ktoś może powiedzieć, że zepsuła wszystko, że skalała, zdradziła. Sama też tak czuje. Ale potrzeba uporządkowania świata i nie czekania była silniejsza. "Niech się coś dzieje, bo ruch jest wszystkim, bezruch niczym", prawda?
    Dziękuję Ci, za ten tekst. Dobry. Mimo reakcji narratorki, która skoro wchodzi za kimś do wynajętego pokoiku, to powinna spodziewać się, ze pewnie dziać się będą różne rzeczy :))))
    Uśmiecham się i pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ten mój narrator. Wchodzi, a potem żałuje, że wszedł, że zobaczył.
      Mówię mu, coś ty taki ciekawy, ale do niego nie dociera.
      Tak, potrzeba porządkowania sprawia, że wiele robimy dziwnych rzeczy.
      Potem patrzymy i nie rozumiemy, jak to się stało.
      Dziękuję za Twój komentarz. Cieszę się, że tekst Ci się podobał. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Nie wyobrażam sobie w obecnyej sytuacji pandemicznej poleganie na służbie zdrowia. Przychodnia też działa na telefon, a wydaje mi się, że widok, karetki pogotowia ratunkowego , a gorzej... jej sygnał wystarczyłby, abym wczesniej "zeszła" ze strachu.
    Nigdy tak bardzo nie pragnę najszczerszych życzeń innych niż ZDROWIA
    Tobie też , Lubisłowo, życzę zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc zdrowia Ci życzę, a nam obu powrotu normalności, bo to co się teraz dzieje
      normalne nie jest. Chyba nigdy dotąd lekarze tak się nie chowali przed pacjentami
      i ludzie nie umierali na zawały i inne choroby z powodu braku pomocy.

      Usuń
  6. A ja napiszę o służbie zdrowia, bo mój tata nie leczy się od kilku miesięcy, bo zwyczajnie boi się udać do szpitala. Jest już tak zrezygnowany, że mam wrażenie, że czeka tylko kiedy to wszytko się skończy i jest mu już chyba zupełnie wszystko jedno jak.
    A że bohaterka niemoralna? Niech jej idzie na zdrowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba o tym pisać. Moja mama też miała skierowanie do szpitala i nie poszła. Wtedy nie przyjmowali, a jak już przyjmowali, dowiedziała się od koleżanki jak tam jest. Wchodzisz i drzwi się za Tobą zamykają. Nikt nie może cię odwiedzić, a ty możesz jedynie do toalety wyjść. Poza tym zawsze ci mogą wcisnąć te swoje testy, które nic nie są warte. Tyle zachorowań, ile testów. Tymczasem w Szwecji ich nie ma i zachorowań mniej. O obecnej sytuacji trzeba głośno mówić, krzyczeć i pisać.
      Cieszę się, że moja bohaterka Cię nie zraziła. Gdyby była grzeczna, byłaby nudna.

      Usuń
  7. Tak, czekanie zawsze kojarzy mi się z Godotem. Lata temu też czekałam, snując się od okna do okna. Z perspektywy czasu lepiej byłoby, gdybym przestała wtedy czekać...
    Mnie też czeka operacja i tak sobie myślę, że może poczekam do wiosny, może coś się zmieni w naszej rzeczywistości...

    OdpowiedzUsuń
  8. Trudne tematy poruszyłaś Aniu. A słowo i znaczenie wyrazu "czekaj" to chyba jedno z najtrudniejszych jakie w swoim życiu przerabiamy a przerabiamy już z chwilą narodzin i do końca naszych dni. Dla mnie "czekaj" jest w sumie zabójcą "tu i teraz". Z chwilą gdy stawiamy na to "czekaj" i staje się ono naszym priorytetem przestajemy tak naprawdę żyć. Tracimy to co mamy najcenniejszego. Tracimy bezpowrotnie czas - czekając i nie mając w sumie rządnej gwarancji na pozytywny wynik. A zwłaszcza w relacjach między ludzkich. Czynnik ludzki zawsze i nigdy nie jest przewidywalny. Użyłam słów "zawsze i nigdy" tym razem świadomie choć wystrzegam się używania tych słów. Jednak są zdarzenia, czy sytuacje, gdzie te słowa są na miejscu. Co do trójkątów, zazwyczaj źle się to kończy dla którejś ze stron. Pan z owego opowiadania jak miał jakąś potrzebę, powinien udać się do przybytku "Cór Koryntu" chociaż w okresie pandemii dość ryzykowna sprawa. Nasze społeczeństwo dość tradycyjne z dużą domieszką dulszczyzny więc Radomiła spotkałaby się raczej z potępieniem i o dziwo pan nie specjalnie w myśl zasady "jak suka nie da, to pies nie weźmie" i panom się wybacza albo przymyka oczy. Co do mnie - z miłości do jednego pana nie oddaje się drugiemu panu. To wcześniej czy później wróci bumerangiem i jeszcze bardziej zaboli. Zaboli jako zdrada samej siebie. Dopadła nas i doświadcza ten wirus "badziewie" i pokazuje nasz strach przed śmiercią, bólem i samotnością. Paskudnie dopadła nas ta pandemia, bo nie tylko fizycznie ale i psychicznie, społecznie :( Aniu dobrego słonecznego weekendu i słońca, ciepła nawet jak za oknem deszcz. Odpoczynku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty