Problemy.

Czyje tym razem?
Na pewno jednej z moich bohaterek
i jej dziwnej siostrzenicy.
Dlaczego dziwnej?
Jakie problemy?
O tym będzie ta opowieść.

  Zdjęcie ze strony 

Po śmierci męża Klementynę ogarnęła czarna rozpacz.
Bardzo odpowiednia do stroju żałobnego.
Wcale nie pasująca do życia.

Klementynie nic się nie chciało.
Leżała tylko w łóżku i patrzyła w sufit.
Tak to przynajmniej wyglądało
od strony  innych ludzi.

Z jej punktu widzenia 
nie miało to żadnego
wyglądu, ani znaczenia.

Gdzieś tam za oknem trwało życie.
Wokół niej trwała jedynie pustka,
brak celu i bezsens dalszej egzystencji.

Może gdyby Klementyna nie byłaby
tak bardzo przywiązana do przykazań
i nakazów kościelnych, skończyłaby swoje 
życie jakąś prostą lub mnie prostą metodą.

I może gdyby wokół nie kręciły się
przez cały czas bliskie jej osoby:
siostra i jej córka Weronika.

Spokojnie można stwierdzić,
że dzięki ich staraniom
Klementyna w końcu
wstała z łóżka.

Zaczęła żyć normalnie,
jeśli w ogóle da się coś,
cokolwiek określić w ten sposób.

Smutek nadal gościł w jej sercu.
Jednak w przeciwieństwie 
do rozpaczy nie był już taki czarny.
Raczej szary, czasem bardziej jasny,
czasem mniej.

Klementyna powoli uczyła się samotności.
Nie miała już męża.
Dzieci w ogóle nigdy nie miała.
Za to miała siostrę Helenę i siostrzenicę
Weronikę, a to naprawdę było bardzo dużo.

Obie mieszkały z nią przez jakiś czas,
dopóki nie doszła do siebie.

To dlatego, że Helena była również samotna.
Mąż ją opuścił podobnie jak Klementynę,
z tą małą różnicą, że odszedł nie gdzieś
w mrok lub blask zaświatów,
ale do innej kobiety.

Helena wiedziała więc doskonale
jak może czuć się opuszczona kobieta.
Siedziała z Klementyną
tak długo jak było trzeba.

Potem ich drogi się rozeszły.
Klementyna przeprowadziła się
do innego mieszkania,
a Helena do innego miasta
razem ze swoim nowym mężem.

Klementyna poznała Zygmunta
i wszystko wskazywało na to,
że zostanie jej drugim mężem.

A jednak Zygmunt gdzieś
wyjechał bez słowa pożegnania.
I pewnie Klementynę znów by
ogarnęła czarna rozpacz,
gdyby nie przyjazd Weroniki.

Całkiem niespodziewany,
ale miły dla Klementyny,
która zawsze uwielbiała swoją
siostrzenicę i traktowała ją 
jak własną córkę.

- Mama nie wie, że jestem 
u ciebie i lepiej, żeby nie wiedziała.
Oznajmiła Weronika,
gdy już się dostatecznie
mocno i długo wyściskały
na powitanie.

- Dlaczego?
Zdziwiła się Klementyna.
- Pokłóciłyście się z mamą?

- Tak, nie.
- Tak czy nie?
- Oj, ciociu to takie trudne.
Wszystko się zmieniło od czasu
jak mama wyszła za mąż.
Już się nie rozumiemy.

- Nie lubisz ojczyma, co?
- Gdybyś ty wiedziała jaki z niego palant.
A mama go słucha. Robi co każe.

- Co z twoją szkołą?
- Tutaj będę chodzić. Już się zapisałam
do liceum. Zobaczysz będzie dobrze.
Będę ci pomagać. 
Pozwól mi tu zostać.

Klementyna pozwoliła.
Dlaczego miałby nie pozwolić.
Weronika była słodką,
grzeczną dziewczynką.
Zawsze dobrze się uczyła.
Nie sprawiała kłopotu.

Dziwne było tylko to,
że jej matka nie dzwoniła.
Jakby była pewna, że Weronika
mieszka z ciotką i nic się
złego nie dzieje.

Zmiany zaczęły się jakiś
miesiąc później.

Najpierw były niewielkie.
Weronika już nie zakładała
swoich pięknych sukienek,
spódnic i kolorowych bluzek.

Teraz ubierała się w spodnie
najczęściej czarne,
podkoszulki tego samego koloru,
skórzaną czarną kurtkę
i czarne wojskowe buty.

Klementyna zastanawiała się,
skąd ona ma tyle czarnych ciuchów.
I skąd u niej tak nagłe upodobanie
do wcześniej nie lubianego koloru,
w każdym razie nie noszonego koloru.


Zapytała ją nawet o to,
ale w odpowiedzi Weronika
tylko coś burknęła pod nosem.
Brzmiało jak odwal się ciociu.

Pewnie jednak były to 
całkiem inne słowa.
Klementyna nie wierzyła,
żeby Weronika mogła 
odezwać się do niej w ten sposób.

Nawet nie podejrzewała,
że w końcu będzie musiała 
we wszystko uwierzyć.

Któregoś dnia Weronika
wróciła ze szkoły
z grupą nieznanych 
Klementynie chłopaków.

Zaraz zamknęli się w drugim
pokoju, który od przyjazdu
Weroniki, był jej pokojem.

Zza drzwi słychać było
śmiech Weroniki,
jej krzyk i krzyki
chłopaków, a potem
ich wspólne jęki
i przyspieszone oddechy.

Klementyna była przerażona.
Przez dziurkę od klucza
zobaczyła, co się dzieje
i nie było to dla niej nic miłego.

Dla towarzystwa zebranego
w pokoju na pewno było
bardzo miłe, ale nie dla niej.

Chłopaki z Weroniką
i sami z sobą uprawiali
seks. Ostry seks.

Tak określiła go później
Klementyna, która niczego 
takiego wcześniej nie widziała
i nie chciała widzieć.

Weronika stała oparta o ścianę,
a w jej goły tyłek wsuwał
się i wysuwał penis 
jednego z chłopaków.

Pozostali nie stali bezczynnie,
tylko wzajemnie się lizali
po swoich nagich penisach.

Klementyna w miarę szybko odskoczyła
od drzwi. Z szybko bijącym sercem
ubrała się i wyskoczyła
z domu jak poparzona.

Biegła przede siebie nie wiadomo
gdzie i dokąd. Na pewno gdzieś tam,
gdzie nie było Weroniki i jej chłopaków.
Biegła, aż w końcu zmęczona
padła na ławkę w parku.

Co robić? Co robić?
Myślała.

Na pewno będzie musiała
zadzwonić do Heleny.
Dlaczego do tej pory
tego nie zrobiła?

Klementyna zaczęła szukać
w kieszeni telefonu,
lecz w pośpiechu go
nie zabrała. 

Zadzwonię jak wrócę.
Tyle tylko, że nie miała
ochoty wrócić.

Po raz pierwszy czuła
wstręt do swojego mieszkania.

Zresztą nie ma co się dziwić,
każdy na jej miejscu
poczułby wstręt albo
prawie każdy.

Klementyna w myślach
przeglądała listę swoich
znajomych, u których
mogłaby przenocować.

Niestety była to bardzo skromna
lista, bo Klementyna nigdy 
nie była towarzyską osobą.

Poza siostrą nie miała nikogo.
Byli jeszcze jej dawni znajomi
z poprzedniego mieszkania,
do których nie chciała iść,
ponieważ byli kiedyś
także znajomymi jej męża
i za bardzo jej się z nim kojarzyli.

Na pewno nie miała teraz ochoty
wspominać męża albo opowiadać
komukolwiek o tym, co się stało.

Musiała więc wrócić
do swojego domu,
choćby po to, żeby zabrać
telefon i swoje rzeczy.

Wynieść się gdzieś.
Tylko gdzie.

Klementyna pomyślała, 
że się nad tym zastanowi,
ale najpierw zadzwoni do siostry.

Z duszą na ramieniu przekroczyła
próg swojego domu.
Już otwierając drzwi coś słyszała.
Jej zdaniem były to podejrzane trzaski.

Była pewna, że ktoś czeka na nią 
przy drzwiach i zabije ją jak
tylko znajdzie się w środku.

Dlatego tak delikatnie otwierała
drzwi, pozostając przez chwilę
na klatce schodowej.

Jakby co, będzie krzyczeć
i wszyscy ją usłyszą.
Zabójcy nie będzie tak łatwo.

Za drzwiami jednak nikogo
nie było, a trzaski dochodziły
z kuchni. Pewnie tam się schował.

Nadal w płaszczu Klementyna
sięgnęła po młotek,
który całe szczęście znajdował
się w przedpokoju w szufladzie.

Z młotkiem poszła do kuchni.
Przy zlewie jak gdyby nic
się wcześniej złego nie wydarzyło,
kręciła się Weronika.

Ubrana w niebieski fartuch
z zawiązanymi z tyłu
w kitkę włosami znów wyglądała
jak słodka grzeczna dziewczynka.

Klementyna za to jak
kobieta zamieniona przez wróżkę
w mumię w płaszczu.

- Ciociu co ci jest?
Jesteś taka blada?
Weronika odwróciła się do niej,
uśmiechnięta od ucha do ucha
i całkowicie taka jak dawniej.

- Może wezwać lekarza?
Powiedz, co się stało.
Pytała. Próbowała
nawet objąć Klementynę,
lecz ta się odsunęła.

- Sama mi powiedz co się dzieje?
Krzyknęła nadal zła Klementyna.
- Co tu się wyprawiało?
- Co ty wyprawiałaś z tymi chłopakami?

- Z jakimi chłopakami?
Zdziwiła się Weronika.
- Nie udawaj sama widziałam.
- Co widziałaś ciociu?

- Ja mam ci to jeszcze opowiadać,
ty bezwstydnico. Nie dość 
mnie serce boli.

- Usiądź ciociu podam ci krople
na serce. Spokojnie porozmawiamy.

- Nie, nie będę z tobą rozmawiać.
Zadzwonię do twojej matki.
Albo ty jej wszystko opowiesz,
albo ja jej opowiem.

- Ale o co chodzi ciociu?
Jestem tu sama. 
Nie ma żadnych chłopaków.
Weronika nadal się dziwiła
i to jak zauważyła Klementyna
w doskonały aktorski sposób.

- Niemożliwe, żebyś niczego
nie pamiętała.
- Naprawdę nie pamiętam.
Zapomniałam ci powiedzieć,
że mam czasami zaniki pamięci.

- I tracisz kontakt z rzeczywistością, tak?
Klementyna nie wierzyła w ani jedno słowo
Weroniki. Ona po prostu doskonale kłamała.
- Tak. Zresztą jak chcesz 
zadzwoń i zapytaj się mamy.

Weronika wyraźnie smutna
odwróciła się w stronę szafki
z lekami. Napełniła szklankę
wodą i wpuściła do niej 
kilka kropli na serce.

- Najpierw jednak to wypij,
żebyś się uspokoiła i mogła rozmawiać.

- Nie rozumiem. Masz zaniki pamięci?
Mama ci mówiła, co wtedy robisz?
Zapytała już trochę spokojniej Klementyna.

- Mama?!
Oburzyła się Weronika.
- Zadzwoń do niej niech ci sama powie.
Mnie już powiedziała i ten jej mężulek.
Dlatego z nimi nie mieszkam.

Weronika ostatnie słowa wykrzyczała
i trzasnęła drzwiami do kuchni,
zanim wróciła do zmywania 
brudnych naczyń.

Widać było i słychać, że nie chce, 
żeby Klementyna rozmawiała z jej
matką, że dla niej Weroniki
to będzie zdrada. Ona potem
nigdy więcej nie odezwie 
się do ciotki.

Klementyna wypiła krople.
Siedziała i myślała,
co teraz zrobić.
Zadzwonić do Heleny
czy nie zadzwonić?

Coś, co nie tak dawno było
pewne, pewne być przestało.
W końcu Weronika znów
była sobą czyli dobrą,
uczynną siostrzenicą.

A tamto, co się zdarzyło,
mogło być jednorazowym 
wybrykiem, który więcej
się nie powtórzy.

W końcu zrezygnowana,
ale już całkiem spokojna
Klementyna zdjęła płaszcz.
Położyła się na łóżku.

Tylko na chwilę, żeby pomyśleć.
Zanim zebrała myśli, oczy się
jej zamknęły, a jakiś czas później
Weronika obudziła ją na kolację,
którą sama przygotowała.

Klementyna chciała i jednocześnie
nie chciała spytać ją
o dziwne zaniki pamięci.
W końcu strach przed bolesnym
tematem zwyciężył.

Czy jednak wszystko się skończyło?
Czy Weronika nigdy więcej
nie przeobraziła się w inną dziewczynę?

Niestety nie.
Problem pojawił się znów
po pewnym czasie.

Tym razem Weronika obudziła
ją w środku nocy z nożem w ręku.
Wyzywając od najgorszych 
zażądała pieniędzy.

Przerażona o wiele bardziej
niż poprzednio Klementyna
oddała jej te, 
które miała w portfelu.

Na szczęście wystarczyło
i Weronika nie pytała
o zawartość konta Klementy
i dostęp do niego.

Czy Klementyna zadzwoniła
wreszcie do Heleny?
Nie. To ona zadzwoniła do niej.

Powiedziała, że wysłała Weronikę
do internatu w jej mieście.
Sadziła, że zmiana otoczenia
dobrze jej zrobi, bo ostatnio
Weronika z nieznanych przyczyn
zrobiła się nieznośna.

Na początku było dobrze.
Weronika dzwoniła do matki
z internatu, ale ostatnio
od dłuższego czasu się nie odzywa.
Czy coś się jej stało?
Czy odwiedziła swoją ciocię?

Klementyna miała szansę,
żeby powiedzieć prawdę.
Tyle tylko, że Weronika
zdążyła się zmienić
i zapewnić ją, że nic 
nie pamięta.

Zgodziła się nawet pójść
z Klementyną do lekarza,
żeby ustalić, co się z nią dzieje. 

Po raz kolejny Klementyna
postanowiła chronić siostrzenicę
zamiast samą siebie.

Kilka dni później było to samo
jak w rodzinie alkoholika.
On obiecuje nigdy więcej.
Przeprasza, a za chwilę
robi to samo.

Weronika wróciła do swojej
gorszej postaci i pewnie
udałoby się jej zabić
ciotkę albo chociaż
trwale ją okaleczyć,
gdyby nie powracająca
z dalekich wojaży Florentyna.

Usłyszała krzyki w mieszkaniu
obok i zadzwoniła do drzwi.
Nikt nie otwierał. Krzyki trwały
dalej więc, wezwała policję.

Przyjechali i zabrali Weronikę.
Potem odwieźli do szpitala,
po rozmowie z matką,
która przyznała, że wcześniej
Weronika miała podobne
dziwne ataki, dziwne zachowania.

I tak się ta historia skończyła.

A co na to Eugenia:
nasz blok jest nadal nawiedzony
przez zło. Ciągle kogoś
wywożą do szpitala.

P. S. Czy Klementyna doszła
         do siebie po tych wydarzeniach?
         Czy Weronika wróciła
         do niej taka, jaka była kiedyś:
         miła i grzeczna?
         Może kiedyś napiszę.








 









 





 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty