Co tu jest grane?

Skąd się wzięli i po co? Jakie mają plany? Czego chcą od ludzi? Jak nimi kierują? 
I która z moich bohaterek ich podgląda?



 Eugenia i Stanisława.

Dobrze, że mieszkają w tym samym bloku, na tej samej klatce schodowej. Dzięki temu nadal mogą się odwiedzać i dzielić wiadomościami, choć te z chwili na chwilę stają się coraz gorsze.

Obie drżącymi ze strachu rękami chwytają delicje, markizy lub zwykłe herbatniki. Żadnej już się nie chce piec ciasta, ani iść po nie do cukierni, zamiast do marketu. Zresztą powoli wszystkiego im się odechciewa. Tylko obserwacja innych nadal wydaje się najbardziej interesującym zajęciem.

- Widziałaś naszą Olę? - zagaduje Eugenia.
- Nie, a co? - ciekawi się Stanisława.
- Stała na przystanku. Ciekawe gdzie ona się szwenda? Nie wie, że trzeba siedzieć w domu?
- Młode to i głupie.
- Jak jej palną grzywnę, to zaraz zmądrzeje. Ale matki szkoda.
- Czemu matki? - Stanisława zajęta herbatnikiem, nie bardzo rozumie.
- Ech - wzdycha Eugenia. Czasem ma ochotę walnąć czymś swoją koleżankę, żeby się wreszcie obudziła - Matka będzie płacić, nie ona.
- No, tak - Stanisława chciałby coś jeszcze dodać, lecz Eugenia jej nie pozwala.
- Źle ją wychowała i teraz dostanie za swoje.
- Myślę, że teraz wszyscy dostaniemy - szepcze do siebie Stanisława.

Aleksandra.

Na początku nawet się cieszyła, że nie musi iść do szkoły. Przepadnie znienawidzona fizyka, chemia, matematyka, nudny jak flaki z olejem angielski, głupia religia, kretyńska gra w koszykówkę na wuefie. Nie zobaczy swoich przewidywalnych aż do bólu koleżanek i kolegów-łobuzów. Same zalety. Wady pojawiły się znacznie później, gdy się okazało, że nigdzie wyjść nie wolno, że z nikim się nie spotka, że ludzie patrzą się na ciebie jakbyś im zabiła kogoś bliskiego i gadają tylko o jednym - o pandemii. 

Na szczęście matka pielęgniarka musiała wychodzić do pracy, do szpitala, a babcia nie mogła przyjechać, przeziębiła się i wolała nie ryzykować, że złapie coś gorszego. Ojciec nadal pozostawał w cieniu. Nikt nie wiedział, gdzie jest i co robi. Gdy matka wyszła, Aleksandra też mogła wyjść. Łudziła się, że świeże powietrze przyniesie rozwiązanie jak się zachować, co zrobić z nagle podarowanym nadmiarem czasu, jak żyć w atmosferze strachu. Najpierw obeszła w koło całą okolicę, potem postanowiła pojechać do parku na peryferiach miasta.

Eugenia i Stanisława.

- Myślisz, że długo to potrwa? - Stanisława wpatruje się w Eugenię jakby ta nagle stała się wszystkowiedzącą wyrocznią.
- Ech, kara boska - krzywi się Eugenia. - Przez tych zboczeńców nas Bóg ukarał i teraz nic, tylko się modlić trzeba. Bóg dał, Bóg zabierze.
Stanisława nie bardzo wie, co powiedzieć. Czuje, że trzymany w ustach herbatnik traci smak. Chyba powinna już wrócić do siebie i zająć się robieniem obiadu.

Aleksandra.

W parku kręci się trochę ludzi z dziećmi i psami, ale o wiele mniej niż zwykle. Aleksandra zastanawia się po co właściwie ona tu przyjechała. Dlaczego przejechała całe miasto, żeby się tu znaleźć. Jakby w odpowiedzi jej oczy nagle zatrzymują się na porzuconych przez kogoś turkusowych okularach. Leżą sobie na pustej ławce. Aleksandra odnosi dziwne wrażenie, że czekają na nią, że musi podejść, zabrać je, założyć, że jak to zrobi, zobaczy coś ważnego. Poddaje się impulsowi, choć dotąd nigdy nie brała do rąk cudzych rzeczy. Tym bardziej teraz powinna uważać. Nie wiadomo przecież, kto wcześniej dotykał okularów, a jednak ulega ciekawości, jakiemuś wewnętrznemu nakazowi, konieczności spojrzenia na świat przez turkusowe okulary. I świat się zmienia. Wokół ławek, ludzi, drzew pojawiają się kolory. Tam zielony, tu czerwony, niebieski, pomarańczowy, żółty i o, tych dwóch dalej całkiem czarni. Rozmawiają ze sobą. Głosy najpierw niewyraźne, stają się głośne, gdy Aleksandra wyraża w myśli chęć ich usłyszenia.

- Jeszcze trochę i Ziemia będzie nasza - mówi jeden z otoczonych czernią facetów.
- Nie myślałem, że pójdzie tak szybko. Mistrz na pewno cię wynagrodzi - cieszy się towarzysz czarnego, również zamknięty w czarnej barwie.
- Już się nie mogę doczekać, kiedy wrócimy do domu.
- Musimy jeszcze posprzątać. Wiesz, że mistrz nie przyjdzie do bałaganu.
- Wiem, ale to drobiazg.
- Nie powiedziałbym tego. Małą trzeba usunąć i innych podobnych.
- Sytuacja się zmieniła. Raz dwa ich usuniemy.

Zasłuchana Aleksandra nie zauważa, że ktoś zbliża się do ławki, na której siedzi.


P. S. Czy to poprzedni właściciel okularów? I kiedy wreszcie pojawią się odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania? Jak myślicie kim są Gracze? I jak tam Wasze nastroje? 
Na moim drugim blogu pojawiła się: bajka o psie Jonaszu. 
Na blogu Olgi Bartnik: wywiad ze mną.


Komentarze

  1. Przypomniał mi się film "Faceci w czerni", może to oni są Graczami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że nie znam. Tylko tytuł. Jednak to nie oni. Gracze to inny gatunek, inne istoty.

      Usuń
  2. Eugenia i Stanisława świetnie się w tym wszystkim komponują :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne to co napisałaś :( jacyś zagubieni jesteśmy , bezwolni :( Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze da się w sposób wesoły podejść do rzeczywistości, choć staram się jak mogę :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty